Siedzimy…
Sączymy…
Wysuszone okruszki wspomnień zaczynają pęcznieć w alkoholu.
Puk…
Puk…
- Koncert Moskwy. Wrzesień 1986.
- No, ponad godzina spóźnienia.
- Godzina dwadzieścia.
- Ten tłum na schodach przed wejściem do klubu.
- Koleś stanął na poręczy, wrzasnął ‘dziewczyny kochajcie
łysych’ i skoczył. Zjechał ludziom po głowach na sam dół.
- Nawet ziemi nie dotknął.
- W takim ścisku? Nie miał prawa.
- Dezerter. Zima stulecia, a my w tych idiotycznych
ramoneskach. W życiu tak nie zmarzłem.
- Swoją drogą, człowiek nie ma nawet pięćdziesiątki, a co
najmniej osiem zim stulecia za sobą. Zabawne.
- Jak zaczęli grać, jakiś idiota rzucił butelką na scenę.
- A Robal mówi: ‘Dlaczego w nas rzucacie? My w was niczym
rzucamy!’
- Dobry koncert wtedy zagrali.
- Izę wtedy poznałem.
- Tę z agrafką w uchu? Fajna była.
- Fajna. Oczy miała tak bardzo zielone…
- A ‘Reggae na Wartą’? Ten dzieciak, który całą noc tańczył
na scenie?
- Ze dwa latka miał. I takie śmieszne, czerwone porteczki.
- I sandałki ciągle gubił.
- Daab wychodzi na scenę i zadyma…
- Ktoś rzucił w wokalistę woreczkiem z piciem. Pomarańczowym
takim. Ohydne było to picie w woreczkach.
- A wokalista powiada: ‘Niech za to na was wszystkich
spadnie wielki deszcz’.
- I kwadrans później lunęło.
- Ulewa była, jak w zeszły poniedziałek.
Chwila ciszy.
- No coś ty? W poniedziałek nie padało.
- Jak nie? Lało tak, że ziemię z doniczek na balkonie mi
wypłukało.
- Ale to nie w poniedziałek było. W środę!
- Poważnie?
- Poważnie. Akurat nowy serial się zaczynał. Ten z tym… No…
Jak mu tam… Młody aktor... Cholera, nie przypomnę sobie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz