Siedzimy…
Sączymy…
„Pod Postem” [dawniej
„Przy Poczcie”] - ostatnia knajpa w mieście, w której z nalewaka leje się piwo a
nie piwopodobne [coraz mniej podobne] produkty wielkich koncernów.
Szlachetny płyn
delikatnie pieści nasze podniebienia, łagodnie smyra przełyki i rozkosznie
wypełnia żołądki. Fajnie jest.
Rozglądamy się
po knajpie. Jest jakby mniej fajnie.
Chmura
nikotynowego dymu tak gęsta, że prawie nie widać wiszącej na ścianie tabliczki
z zakazem palenia.
Wrzask. Uchylamy
się przed latającymi w powietrzu bluzgami.
W kącie wybucha
gwałtowna bijatyka. Brzęczą tłuczone kufle. Tryska krew.
Jakiś menel
ciągnie do kibla nawaloną cichodajkę. Cicho? Po chwili cała knajpa słyszy gdzie
ma jej wsadzić i jak dobrze jej robi.
Koszmar.
Czy też może
raczej – normalny, zwykły dzień „Pod Postem”.
I gdyby nie ten
cudowny smak piwa…
Nic to, damy
radę.
Siedzimy…
Sączymy…
W milczeniu.
Bo hałas.
Bo smród.
Bo mordobicia.
Bo kurestwo.
Bo są takie
miejsca, są takie chwile, kiedy lepiej po prostu pomilczeć…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz