Siedzimy…
Sączymy…
W domu…
W ciszy…
W półmroku…
Patrzę na
Michała. Jego wielkie, mięsiste wargi drżą. Jego oczy, doskonale widoczne na
hebanowej twarzy, błyszczą w zapadających powoli ciemnościach. Tak bardzo
błyszczą. Łzy?
Delikatnie
ujmuję jego rękę i łagodnie przyciągam go ku sobie. Nie broni się przesadnie.
Nie walczy. Bo czyż można walczyć z przeznaczeniem?
Przysuwa się.
Blisko. Bardzo blisko. Wreszcie opiera kształtną głowę na moim nagim torsie.
Gładzę kruczoczarne kędziorki. Ani to ładne, ani miłe w dotyku, ale tak
przecież być musi.
- Krzychu…
- Cicho maleńki,
cicho.
- Krzychu, ale
czy naprawdę musimy?
- Nie mamy
wyjścia skarbie, nie mamy wyjścia. Tak trzeba. Tak być musi. Nowe czasy
stawiają przed nami nowe wymagania i musimy im sprostać. Wiesz przecież…
- Wiem. Ale czy
naprawdę trzeba do tego wszystkiego jeszcze pić to cholerne ‘karmi’?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz