Z trudem wspinam się po schodach. Zatrzymuję się przed drzwiami mojego
mieszkania, łapię oddech. Wchodzę. Ostrożnie zdejmuję plecak. Otwieram i
zaczynam rozpakowywać swoje skarby.
Porządnie, najpierw na mokro, a później dokładnie do sucha wytarłem
kuchenny stół, największy stół w całym mieszkaniu i zaczynam układać na nim
książki.
Nowiutkie, jeszcze pachnące farbą drukarską. Nie mogę wdychać głęboko
tego cudownego zapachu, ale krótkie, płytkie oddechy też sprawiają mi
przyjemność.
Uzupełniłem dwa braki w kolekcjonowanych seriach. Skompletowałem pełną
bibliografię ulubionego autora. Zaryzykowałem z jednym międzynarodowym bestsellerem.
Siedem. Siedem tak długo oczekiwanych książek.
Przeglądam. Słucham cichego szelestu przewracanych stron.
A nerka? Przecież mam drugą.
Słabiutkie. W oczy rzuca się zupełny brak redakcji i krytycyzmu autora wobec dzieła.
OdpowiedzUsuńWyznanie miłości bibliofila. Tylko za nerkę to chyba kupiłbyś nieco więcej niż siedem pozycji - może czterdzieści i cztery? ;-)
OdpowiedzUsuń