Czasami ogarnia mnie zwątpienie.
Pojawia się, gdy wiedziony jakimś niezrozumiałym, masochistycznym
impulsem włączę telewizor, ustawię dowolny kanał informacyjny i obejrzę
najświeższe wiadomości. Potem wchodzę na ulubiony portal społecznościowy i
czytam komentarze znajomych dotyczące tych wiadomości.
Staram się nie płakać. Idę do kościoła. Nie, nie modlę się. Siadam cicho
w kąciku i czekam.
Czekam na chwilę, gdy kapłan stanie przed ołtarzem z niebanalnej
wielkości kielichem w dłoniach, przejęty organista, zacinając się lekko i
łapczywie połykając samogłoski zaintonuje radosną pieśń, a tłum wiernych ruszy
spożywać ciało swego Boga.
Widok tylu ludzi o czystych sercach, duszach i sumieniach przywraca mi
wiarę w człowieka.
Krzyśku mam z tym problem, nie znam radosnych pieśni kościelnych, nie widzę podchodzących ludzi o czystych sercach, duszach i sumieniach, za to widzę na zewnątrz bojących się wejść. Kiedy przechodzę obok widzę zamknięty kościół. Znam za to przejętych organistów.
OdpowiedzUsuńR.L.
I to właśnie ukryty przekaz Robercie :) Przynajmniej ja to tak odebrałem, taka ironia, ludzie tam będący wcale nie mają (przynajmniej nie wszyscy) czystych serc i dusz. Życie to swoisty teatr masek i efektów specjalnych.
OdpowiedzUsuń