Wspinał się
powoli. Krok za krokiem, ostrożnie stawiając nogi, starannie wybierając uchwyty
dla rąk.
Góra była
cholernie wysoka, a zbocze wyjątkowo strome. Ale był ambitny i konsekwentny.
Jasno wyznaczył sobie cel i uparcie do tego celu dążył.
Oczywiście -
nie było ani łatwo, ani bezpiecznie. Wspinaczka trwała od wielu godzin.
Wielokrotnie musiał zatrzymywać się na coraz dłuższe odpoczynki. Kilkakrotnie
obluzowane kamienie uciekały mu spod stóp i tylko cudem udawało mu się utrzymać
przy skalnej ścianie.
Ale był coraz
bliżej…
Wreszcie dotarł
do szczytu.
Nie zmieścił
się. Całą wolną przestrzeń zajmowali ciasno stłoczeni goście, którzy dostali
się tutaj od drugiej strony.
Windą.
Reminiscencje z Jaćkonu? ;)
OdpowiedzUsuń