To, panie aspirancie, było tak…
Poszliśmy z Reksiem na wieczorny spacerek. Do parku. Pewnie, że ciemno,
przecież to park.
Spacerujemy sobie… Nagle w krzakach coś zaszurało. A potem usłyszałem
jakby szprej. I jakby mi kto pieprzem w oczy sypnął. Boli jak cholera i tchu
złapać nie mogę. Padłem na ziemię i leżę. Reksio piszczy. Wtedy ktoś mnie
kopnął w brzuch. Tak ze dwa razy. A potem w plecy. Kilka razy. Wreszcie chyba w
głowę jeszcze, bo film mi się urwał.
Ocknąłem się nad ranem. Bez butów, bez kurtki, bez portfela. I bez
Reksia.
Nie wiem, kto to był. Pewnie gender…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz