Zza drzwi
dobiegał szczęk broni, okrzyki przerażenia i jęki mordowanych.
Bóg zapukał
delikatnie i nie czekając na zaproszenie nacisnął klamkę. Wszedł do pogrążonego
w półmroku pomieszczenia. Jezus siedział przy komputerze i zawzięcie klikał
myszą. Na ekranie monitora potężny barbarzyńca kroczył przez płonącą wieś i
wielkim, dwuręcznym mieczem mordował jej mieszkańców.
„Dorosły
facet, a wciąż zachowuje się jak nastolatek” pomyślał Bóg.
- Grasz sobie?
– zapytał.
Z głośników
komputera dobiegł krótki, urwany nagle pisk i ohydne mlaśnięcie, gdy podkuty
stalą but barbarzyńcy opadł na siedzącego przy wioskowej studni szczeniaczka. Jezus
milczał. Bóg westchnął ciężko. Mimo wielokrotnie deklarowanej wszechmocy jakoś
nie potrafił ułożyć relacji z synem.
„Gdzie
popełniłem błąd?” pytał czasami sam siebie.
„Nie no, zaraz…
Błąd? Ja? Niemożliwe przecież.” odpowiadał natychmiast sam sobie.
- Pamiętasz? Planowaliśmy,
że wrócisz dzisiaj na ziemię. – zagaił znowu.
- Tak. MY
planowaliśmy! – Jezus tym razem raczył się odezwać. Ale nie oderwał nawet
wzroku od ekranu. I nie przestawał klikać na kolejnych NPC-ach. Wirtualna krew
tryskała litrami.
- No tak… Cóż…
Ale wiesz, plan to plan. Do tej pory realizowaliśmy konsekwentnie punkt po
punkcie i dobrze by było… A w ogóle to nie możesz tak ciągle siedzieć przed
komputerem. Powinieneś wyjść do ludzi!
- Byłem. Rano.
Bóg, mimo
wielokrotnie deklarowanej wszechwiedzy, był zaskoczony.
- Byłeś?
- Byłem.
- I…?
- I wróciłem.
Bóg przez
chwilę trawił otrzymane informacje. Przez krótką chwilę, bo informacji nie było
za wiele.
- Jak to „wróciłem”?
Dlaczego? Nie czekali na ciebie? Przecież przez całe stulecia powtarzali, że
będą czekać?
Jezus zapisał
stan gry, wyłączył komputer i obrócił się w stronę ojca.
- Ależ owszem,
czekają. Czekają, jak obiecali. – uśmiechnął się gorzko. – Nawet krzyże mają wciąż
przygotowane.
Bardzo dobre :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń