Zginąć w oczyszczających płomieniach, zmienić się w garść popiołu i
narodzić na nowo. Piękniejszy. Mądrzejszy. Doskonalszy.
Jednostajny bulgot i mdlący smród lejącej się z kanistra benzyny. Drżące
dłonie sięgające po leżące opodal zapałki. Trzask. Cicha eksplozja.
Bogowie, jak boli. Musi boleć. Przez cierpienie ku gwiazdom. Teraz. W
niebo.
Ludzka pochodnia odrywa się od mostu i z głośnym sykiem ginie w nurcie
rzeki. Pozostają tylko coraz mniejsze koła na powierzchni wody i szybko
rozwiewający się kłąb pary.
Budzi się w innym miejscu. W innym czasie.
Koszmarnie chuda, szeroko uśmiechnięta kobieta gładzi go delikatnie po
zwęglonym policzku.
- Nie doczytałeś Feliksie, nie doczytałeś…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz