Dzień miał się ku końcowi. Podobnie jak tocząca się na wielkiej równinie
bitwa.
Szczęk oręża szczękał jakby coraz rzadziej i coraz ciszej. Jęki rannych
cichły pod wpływem skutecznych i ostatecznych działań korpusów medycznych obu
królestw.
Zmierzchało.
W niewielkiej kępie drzew, jedynej w zasięgu wzroku, w niewielkim, ale
bardzo eleganckim namiocie, dowódcy ścierających się przez cały dzień armii,
podliczali ostatnie dostarczone przez zziajanych gońców raporty.
- Z mojej strony siedemnaście tysięcy zabitych. - Stwierdził generał White
podliczając ostatnie słupki.
- Z mojej strony to samo. Siedemnaście tysięcy. - Generał Black sprawiał
wrażenie zadowolonego.
- Zatem?
Popatrzyli wyczekująco.
- Remis! - Zawołali zgodnie.
I z dumą uścisnęli sobie dłonie.
Super baranku! ! Choć szczęk szczękał mi nieco za bardzo. ;)
OdpowiedzUsuń