Wcisnąłem się w kąt pokoju. Dokoła panowała cisza. Absolutna cisza. Ale
mnie zdawało się, że wciąż słyszę rozdzierający krzyk ukochanej i chrzęst
piłowanych kości.
Szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się w półmrok. Do dźwięków w mojej
głowie dołączył jeszcze jeden. Jakże realny. Jakże przerażający.
Ciche szuranie. Kroki?
Ojciec Elżbiety podchodził powoli. Nie spieszył się. Wiedział, że nie mam
dokąd uciekać. Rzucił mi pod nogi przesiąknięte krwią zawiniątko i wyciągnął
zza paska nożyce do cięcia drobiu. Uśmiechnął się szeroko.
- Jak ty to powiedziałeś, młody człowieku? Mam zaszczyt prosić o rękę
pańskiej córki? Kocham Elżbietę i moje serce zawsze będzie należało do niej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz