W kompletnych ciemnościach rozlegało się ohydne mlaskanie. Dało się również słyszeć równie ohydne
bekanie. Jakież to bestie obmierzłe posilały się pośród tak wstrętnych
odgłosów?
Kiedy księżyc wyłonił się zza chmury, wszystko stało się jasne. W miarę
jasne. To był w zasadzie taki półmrok, ale i tak wszystko było widać. Chociaż
naprawdę, lepiej było nie patrzeć.
Największy z zombi oderwał się od okrutnej uczty, wyprostował się, otarł
krew z pyska i przemówił:
- No dobra panowie. Pobawiliśmy się, pojedli, czas przystąpić do
działalności statutowej.
I przymknąwszy kaprawe ślepia zadeklamował:
- „Nie znasz prawd żywych, nie
obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz