niedziela, 27 marca 2016

Powtórnie przyjdzie w chwale



Zza drzwi dobiegał szczęk broni, okrzyki przerażenia i jęki mordowanych.
Bóg zapukał delikatnie i nie czekając na zaproszenie nacisnął klamkę. Wszedł do pogrążonego w półmroku pomieszczenia. Jezus siedział przy komputerze i zawzięcie klikał myszą. Na ekranie monitora potężny barbarzyńca kroczył przez płonącą wieś i wielkim, dwuręcznym mieczem mordował jej mieszkańców.
„Dorosły facet, a wciąż zachowuje się jak nastolatek” pomyślał Bóg.
- Grasz sobie? – zapytał.
Z głośników komputera dobiegł krótki, urwany nagle pisk i ohydne mlaśnięcie, gdy podkuty stalą but barbarzyńcy opadł na siedzącego przy wioskowej studni szczeniaczka. Jezus milczał. Bóg westchnął ciężko. Mimo wielokrotnie deklarowanej wszechmocy jakoś nie potrafił ułożyć relacji z synem.
„Gdzie popełniłem błąd?” pytał czasami sam siebie.
„Nie no, zaraz… Błąd? Ja? Niemożliwe przecież.” odpowiadał natychmiast sam sobie.
- Pamiętasz? Planowaliśmy, że wrócisz dzisiaj na ziemię. – zagaił znowu.
- Tak. MY planowaliśmy! – Jezus tym razem raczył się odezwać. Ale nie oderwał nawet wzroku od ekranu. I nie przestawał klikać na kolejnych NPC-ach. Wirtualna krew tryskała litrami.
- No tak… Cóż… Ale wiesz, plan to plan. Do tej pory realizowaliśmy konsekwentnie punkt po punkcie i dobrze by było… A w ogóle to nie możesz tak ciągle siedzieć przed komputerem. Powinieneś wyjść do ludzi!
- Byłem. Rano.
Bóg, mimo wielokrotnie deklarowanej wszechwiedzy, był zaskoczony.
- Byłeś?
- Byłem.
- I…?
- I wróciłem.
Bóg przez chwilę trawił otrzymane informacje. Przez krótką chwilę, bo informacji nie było za wiele.
- Jak to „wróciłem”? Dlaczego? Nie czekali na ciebie? Przecież przez całe stulecia powtarzali, że będą czekać?
Jezus zapisał stan gry, wyłączył komputer i obrócił się w stronę ojca.
- Ależ owszem, czekają. Czekają, jak obiecali. – uśmiechnął się gorzko. – Nawet krzyże mają wciąż przygotowane.

poniedziałek, 7 marca 2016

Zbieg okoliczności



Ryszard Ciemno stanął przed sądem oskarżony o napad i uszkodzenie ciała Michała Dolnego. Uszkodzenie trwałe i dokonane ze szczególnym okrucieństwem.
Zdarzenie miało miejsce w piątek, w podziemnym garażu budynku Korporacji, której szeregowym pracownikiem był Ryszard Ciemno. Michał Dolny, zatrudniony w Korporacji na stanowisku trzeciego asystenta drugiego menadżera był bezpośrednim przełożonym Ryszarda. I to właśnie Michał, około godziny 15.55, a więc tuż przed końcem ostatniego w tym tygodniu dnia pracy, wydał Ryszardowi polecenie zejścia do garażu i dokładnego umycia swojego, to znaczy Michała, samochodu. Oznajmił także, że zamierza towarzyszyć Ryszardowi jako głos doradczy. Oraz w celu stałego, bieżącego monitorowania realizacji zleconego zadania.
Około godziny 16.10 obaj panowie znaleźli się na trzecim poziomie podziemnego garażu i stanęli przed zielonym volkswagenem golfem należącym do Michała Dolnego. Ryszard Ciemno trzymał w rękach wiadro z wodą i gąbkę, Michał jabłko i scyzoryk Victorinox Camper, dołączony do akt sprawy jako dowód rzeczowy numer jeden.
I w tym momencie na miejsce zdarzenia zaczęły z cichym popiskiwaniem zbiegać się okoliczności.
Po pierwsze: było już po godzinach pracy. Minął także ściśle wyliczony czas na dotarcie pracowników do ich samochodów i opuszczenie garażu. Zaczynał się weekend. Korporacja była trakcie wdrażania bardzo rygorystycznego programu oszczędnościowego. Wchodzącą w życie tego akurat dnia decyzją drugiego zastępcy czwartego wiceprezesa Korporacji, o tej właśnie porze automatycznie wyłączały się wszystkie światła w podziemiach budynku.
Po drugie: Ryszard pracował w Korporacji prawie trzy lata. Dzięki dokładnie przemyślanemu programowi szkoleń, połączonemu z doskonale zaprojektowanym system motywacji i wynagrodzeń, przyzwyczajony był do błyskawicznego wykonywania wydawanych przez przełożonych poleceń. Bez zastanowienia. Bez chwili zwłoki. Bez wnikania w sens wydanego polecenia.
Po trzecie: Michał był przeziębiony. Przeziębiony w stopniu, który przeciętnego pracownika strefy budżetowej kwalifikowałby do siedmiodniowego zwolnienia lekarskiego. Oczy lekko mu łzawiły. Bolała go głowa. Miał również, co ważne, poważnie zatkany nos. Nie bez znaczenia jest również fakt, że zgodnie z panującą w tym miesiącu w Korporacji modą, Michał nagminnie używał, żeby nie powiedzieć – nadużywał, popularnych przed laty przysłów i powiedzonek.
Kiedy więc w garażu pogasły wszystkie światła, Michał Dolny zwrócił się w stronę, w której jak przypuszczał znajdował się jego podwładny i powiedział:
- Ciemno chodź oko wykol.

Po dokładnym rozpatrzeniu sprawy sąd uznał całe zdarzenie za nieszczęśliwy wypadek.