piątek, 28 lutego 2014

1410

Na polach grunwaldzkich zebrał się kwiat europejskiego rycerstwa.
Chociaż z tym ‘kwiatem’ to nie do końca udane porównanie. Przede wszystkim - wszyscy w blachach. Więc jeśli kwiat, to metalowy. Po drugie środek lata. Upał. Duchota. No i jeszcze… Wspominałem, że wszyscy w blachach? Pachnieć - pachniało. Ale z kwiatami to jednak niewiele miało wspólnego.
Rycerze odśpiewali zwyczajowe pieśni i z imieniem Boga na ustach ruszyli do boju.
Tymczasem Bóg…
- Co zrobisz Panie? - Spytał Michał - Których wspomożesz?
- Polaków - odpowiedział Pan.
- Ale dlaczego? Przecież i jedni, i drudzy wołają: „Bóg jest z nami”.
- Niby tak… Ale wiesz, jakoś mi to nie brzmi po niemiecku.

czwartek, 27 lutego 2014

Zemsta najlepiej smakuje na... podwieczorek



Spotkali się przy albumach.
- Co się stało, kolego Doc. Hab.? Nieszczególnie kolega wygląda.
Rzeczywiście. Doc. Hab. wyglądał nieszczególnie.
- To wina nocy spędzonej wśród literatury skandynawskiej, kolego Prof.
- Rozumiem.
- Wie kolega, niby tylko trudno zacząć, niby jak się już kolega wgryzie, to potem już idzie, ale jednak mimo wszystko – trochę ciężko.
- Rozumiem – powtórzył Prof. Widocznie naprawdę rozumiał. – Stąd ranek spędzony na młodzieżówce? Widziałem, widziałem… Bahdaj, Niziurski, Nienacki, Olszakowski…
- To z rozpędu. – zmieszany Doc. Hab. zaczął się tłumaczyć.
- Rozumiem. Po Strindbergu każdemu mogło się zdarzyć.
Doc. Hab., mimo, że nie czuł się najlepiej i nieszczególnie wyglądał, a także był coraz bardziej zmieszany, nie mógł nie zauważyć i nie docenić ilości zrozumienia, jaką okazywał mu tego dnia Prof.
- Ale my tu, kolego Prof., gadu, gadu… - zaczął wzruszony. Ot tak, byle tylko coś powiedzieć.
Prof. podjął natychmiast:
- No właśnie, kolego Doc. Hab. My tu gadu, gadu…
- A tymczasem pora chyba na jakąś małą przekąskę?
- Ano pora, panie kolego, pora najwyższa.
- Tylko, bardzo proszę, coś lekkiego.
- Może Fredro? Idealny na podwieczorek.
- Chętnie.
Rozłożyli skrzydełka i polecieli w stronę półek z literaturą polskiego romantyzmu.

środa, 26 lutego 2014

Bestseler



Anna mówi, że wkurza ją sukces, jaki odniosła nowa powieść fantasy światowej sławy pisarza.
Zdaniem Anny, wykreowany przez autora świat, świat nad którym rozpływają się w zachwycie zarówno recenzenci, jak i miliony fanów, jest niespójny i rządzi się przedziwnymi, w dużej mierze niezrozumiałymi prawami.
Bohaterowie zachowują się nielogicznie. Chaotyczne i przypadkowe działania, nieprzemyślane decyzje i zwykła głupota, wszystko to sprawia, że i tak niełatwe losy bohaterów gmatwają się coraz bardziej w miarę postępowania fabuły powieści, by ostatecznie doprowadzić do, owszem – zaskakującego, ale zupełnie bezsensownego finału.
Tak, Anna jest wkurzona. W końcu czytała tę książkę, by choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości…

sobota, 22 lutego 2014

Lincz



To nie był przyjemny widok.
Trzy włączone komputery, na każdym ekranie inny film, jeden zdaje się nawet gejowski. Cały pokój zasłany pootwieranymi pisemkami. I wszystko pokryte substancją, której pochodzenia woleliśmy się nie domyślać.
Do tego rzygający w kącie aspirant Walczak i goły facet wiszący pod sufitem.
Czy do takich spraw zawsze muszą kierować właśnie mnie?
- O! List! - Walczak wkroczył wreszcie do akcji.
- Nie dotykaj!
Pochyliłem się nad leżącą na biurku karteczką.
„Nie mogę tak dłużej żyć… To ponad moje siły… Boże, wybacz mnie grzesznemu…”
- Można chyba napisać: samobójstwo - zaproponował Walczak.
- Można - potwierdziłem. - Ale lepiej będzie wyglądało: wielokrotny samogwałt, zakończony samosądem.

piątek, 21 lutego 2014

Wywiad z wampirem



Nie jest łatwo rozmawiać z wampirem. Człowiek czuje delikatny dyskomfort. Cały czas zastanawia się, czy aby na pewno jego rozmówca nie jest głodny.
Szczęśliwie, Jędrzej najwyraźniej nie gustował w facetach po czterdziestce, z wyraźną nadwagą i równie wyraźnymi początkami astmy. Zresztą, kto gustuje?
Na kolejne spotkanie przyszedł nieco spóźniony i mocno rozdrażniony. Chodził po pokoju i mruczał pod nosem:
- Co to się porobiło… Na psy schodzi ten świat. Na psy!
Czekałem cierpliwie, a kiedy wreszcie usiadł w fotelu, zagaiłem.
- Coś się stało?
- Nie, nic takiego. Na kolacji byłem.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie jest wkurzony z powodu kiepskiej obsługi w którymś fast foodzie. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. A zaraz potem zimno. Niby wiedziałem z kim przeprowadzam ten wywiad, ale mimo wszystko… Nie gadaliśmy do tej pory o jego posiłkach.
- Wiesz, obserwowałem ją od kilku dni…
O rany! Chyba nie da się tego uniknąć. Muszę się wziąć w garść. Dla czytelników. Dla gazety. Dla wierszówki!
- Od razu wpadła mi w oko. Duża! Nie żeby zaraz wysoka, ale tu i tu, rozumiesz…
Rozumiałem. Zamaszyste gesty w szeroko rozumianych okolicach bioder i piersi pozwoliły mi dość wyraźnie wyobrazić sobie zarówno gdzie, jak i ile.
- Powiadam ci, delicje.
Jędrzej aż się oblizał. Sam raczej konus i mizerak, ewidentnie lubował się w potężnych kobietach.
- I do tego w żałobie!
No tak, dla kogoś kto sam w zasadzie nie żyje, żałoba może być w jakiś sposób pociągająca.
- Cała w czerni! – Rozpływał się w zachwytach. – Wysokie, czarne buty. Czarny gorset. Czarna suknia, prawie cała z koronek. Nawet makijaż przeważnie czarny. Albo granatowy.
- Pewnie gotka.
- A skąd! Polka. Cudowna! Wspaniała! Apetyczna!
Najwyraźniej zmierzaliśmy do konsumpcji. To znaczy, opowieść Jędrzeja zmierzała. Przyznam się szczerze – troszkę mnie w tym momencie zemdliło.
- Ale to chyba powinieneś być raczej zadowolony? – Zapytałem. Jak się okazało – głupio.
- Zadowolony… - powtórzył. I uśmiechnął się gorzko. – Ledwo przeżyłem.
Zamilkł. Ja również milczałem. Bo co niby miałem powiedzieć? Rozmawiałem z wampirem, który o mało co nie postradał życia.
- Początkowo wszystko było jak trzeba. Otwarte okno, księżyc skryty za chmurami, ja w smokingu… Klasyka.
No tak. Klasyka. Wymarzona elegancka kolacja.
- Podlatuję na trzecie piętro, rozumiesz…
Tak, oczywiście, że rozumiem. Przecież zawsze tak robię. Kto by sobie zawracał głowę schodami.
- Staję na parapecie i zaglądam do pokoju. Półmrok. Ona w przezroczystym peniuarze spoczywa na szezlongu i czyta książkę. Wyobrażasz to sobie?
Nie, cholera, nawet nie próbuję sobie wyobrazić półnagiej, olbrzymiej gotki ślepiącej się w ciemnym pokoju nad jakąś książką. Nie próbuję! Nie próbuję! Szlag!
- Zeskakuję na dywan, podchodzę do niej po cichutku, nachylam się…
Niedobrze mi. Wierszówka, wierszówka, wierszówka.
- Chucham jej delikatnie w kark. Podnosi głowę. „Witaj moja słodka” – mówię i błyskam kłami.
Będę rzygał.
- No i w tym momencie wszystko się popieprzyło. Zwykle mdleją, a ja mogę spokojnie przystąpić do posiłku.
A ta nie?
- A ta, rozumiesz, nie! Rzuciła książkę, ledwo się uchyliłem, poderwała się na równe nogi i do mnie. Przycisnęła mnie do ściany i krzyczy: „Bierz mnie, wampirze!”
W czym rzecz? O to chyba chodziło, co nie?
- A ja się nie mogę ruszyć. Ani drgnę. Ledwo zipię. Niby mięciutko, ale czuję, że żebra zaraz nie wytrzymają. A wiesz, jak żebro przebije płuco, to żaden problem…
Zależy dla kogo. Mnie by przeszkadzało.
- Ale przy takim nacisku… Rozumiesz, serce niedaleko.
No tak, przez płuca do serca wampira, czy jakoś jak.
- Zdurniałem.
To akurat potrafię zrozumieć.
- Ona zaczyna coraz szybciej oddychać, a mnie przy każdym jej wdechu żebra aż trzeszczą. „Mój tyś!” sapie. „Mój na wieki! Gryź!”. I odchyla głowę. Ja w zasadzie, mimo wszystko, bardzo chętnie. Tylko nie mogę dosięgnąć. Już nawet nogami do podłogi nie sięgam. „Gryź!” powtarza ta idiotka. „Gryź! Będziemy razem lśnić w promieniach słońca!”. Jakiego słońca? Jasna cholera, niebawem świt! Myślę sobie – w nietoperza! Ale przecież mnie zgniecie, nawet nie pisnę.
- I co? – nie żebym dał się porwać jego opowieści, ale jednak byłem ciekaw, jak się to skończy.
- I nic. Napiąłem się, przywaliłem babie z czółka, a kiedy osunęła się na podłogę, zwiałem przez okno. Głodny.
Wstał i ruszył w stronę łazienki. Miał tam wannę wypełnioną ziemią z rodzinnych stron. Spod Przasnysza, zdaje się.
- Teraz idę spać. Może mnie nie być kilka dni. Muszę poczekać, aż kręgi szyjne mi się zrosną.
Kilka dni? Pies go trącał. I tak wracam do działu sportowego.

piątek, 14 lutego 2014

Tułacz



Mam już swoje lata. I całkiem sporo cudzych na dodatek.
Patrzyłem na budowę piramid. Nie, nie od początku do końca, po pierwszych trzech latach widok staje się cokolwiek monotonny. Choć trzeba przyznać, że robi wrażenie.
Płynąłem z Kolumbem do Indii. Nie dopłynęliśmy co prawda na miejsce, ale i tak było ciekawie.
Widziałem szarżę husarii pod Wiedniem. Na żywo! Choć z bezpiecznej odległości.
Dokoła mnie powstawały i upadały imperia. Świat wciąż się zmieniał. A ja…
A ja wciąż tułam się po tym świecie. Wciąż żyję. I pewnie pożyję jeszcze jakiś czas.
Bo wiecie, jakoś tak nie bardzo jest za co umierać.

piątek, 7 lutego 2014

Wychowanie



Jacuś był zadowolony. Pieniędzy było co prawda niewiele, a zegarek od razu wyrzucił do kosza na śmieci, ale za to telefon! Takiego telefonu nie miał nikt w klasie. Ba, w całej szkole. Kiedy jutro pokaże go chłopakom na dużej przerwie, wszyscy zzielenieją z zazdrości.
Dlatego Jacuś kopał faceta bez złości i nawet bez przesadnego zaangażowania. Ot, kopał, by kopać. Co nie znaczy, że nieskutecznie.
Facet już się nie miotał. Zasłaniał tylko głowę, krwawił i rzęził cichutko.
- Dlaczego? - Popiskiwał. - Powiedz chociaż dlaczego?
Umilkł trafiony nowiutkim najkiem prosto w usta.
Jacuś także milczał. Mama nie pozwalała mu rozmawiać z nieznajomymi w parku.

niedziela, 2 lutego 2014

Spacer



To, panie aspirancie, było tak…
Poszliśmy z Reksiem na wieczorny spacerek. Do parku. Pewnie, że ciemno, przecież to park.
Spacerujemy sobie… Nagle w krzakach coś zaszurało. A potem usłyszałem jakby szprej. I jakby mi kto pieprzem w oczy sypnął. Boli jak cholera i tchu złapać nie mogę. Padłem na ziemię i leżę. Reksio piszczy. Wtedy ktoś mnie kopnął w brzuch. Tak ze dwa razy. A potem w plecy. Kilka razy. Wreszcie chyba w głowę jeszcze, bo film mi się urwał.
Ocknąłem się nad ranem. Bez butów, bez kurtki, bez portfela. I bez Reksia.
Nie wiem, kto to był. Pewnie gender…