Spotkali się przy albumach.
- Co się stało, kolego Doc. Hab.? Nieszczególnie kolega wygląda.
Rzeczywiście. Doc. Hab. wyglądał nieszczególnie.
- To wina nocy spędzonej wśród literatury skandynawskiej, kolego Prof.
- Rozumiem.
- Wie kolega, niby tylko trudno zacząć, niby jak się już kolega wgryzie,
to potem już idzie, ale jednak mimo wszystko – trochę ciężko.
- Rozumiem – powtórzył Prof. Widocznie naprawdę rozumiał. – Stąd ranek
spędzony na młodzieżówce? Widziałem, widziałem… Bahdaj, Niziurski, Nienacki,
Olszakowski…
- To z rozpędu. – zmieszany Doc. Hab. zaczął się tłumaczyć.
- Rozumiem. Po Strindbergu każdemu mogło się zdarzyć.
Doc. Hab., mimo, że nie czuł się najlepiej i nieszczególnie wyglądał, a
także był coraz bardziej zmieszany, nie mógł nie zauważyć i nie docenić ilości
zrozumienia, jaką okazywał mu tego dnia Prof.
- Ale my tu, kolego Prof., gadu, gadu… - zaczął wzruszony. Ot tak, byle
tylko coś powiedzieć.
Prof. podjął natychmiast:
- No właśnie, kolego Doc. Hab. My tu gadu, gadu…
- A tymczasem pora chyba na jakąś małą przekąskę?
- Ano pora, panie kolego, pora najwyższa.
- Tylko, bardzo proszę, coś lekkiego.
- Może Fredro? Idealny na podwieczorek.
- Chętnie.
Rozłożyli skrzydełka i polecieli w stronę półek z literaturą polskiego
romantyzmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz