sobota, 21 stycznia 2017

Michał sączy… [Soñando con San Escobar]



WYJAśNIENIE: Wszystkie wspominane zdarzenia to autentyki. Postać Błażeja to postać autentyczna. Choć gość nie miał na imię Błażej. Ponad dwie dekady minęły, a ja ciągle pamiętam sukinsyna. Stąd…
OSTRZEŻENIE: Króciak może zawierać więcej niż zwykle wyrazów uznawanych powszechnie, chociaż niekoniecznie słusznie, za wulgarne.
I może jeszcze DEDYKACJA: Wszystkim twórcom memów o San Escobar.
Oraz MOTTO: „Panowie! Najważniejsze, kurwa, że pod dachem!” – Elwis, pracownik zmiany nocnej restauracji innej niż wszystkie.

            Siedzimy…
            Sączymy…
            Wspominamy…
            Bo to fajne zajęcie jest.
            Mniej więcej w połowie drugiej flaszki we wspomnieniach powraca restauracja inna niż wszystkie. I postać menadżera Błażeja, kierownika zmiany nocnej…
            - Robił plan pracy na następną nockę. Przychodzi do mnie i pyta: „Jak się pisze słowo śrubki?” Myślałem, że sobie jaja robi, ale widzę, że nie. Więc mu mówię, że przez „u” otwarte. I następnego dnia czytam na planie: „Wyczyścić i podokręcać wszystkie śrupki na plejlendzie”.
            - To kretyn był!
            Śmiejemy się do łez.
            Ocieramy oczy.
            Polewam.
            Chuchamy.
            - Zamówienie składał. To zawsze były jaja. Nigdy nie ogarniał rubryczek i cyferek.
            - Dlatego nam kiedyś przysłali jedno opakowanie słomek i sto pięćdziesiąt nowych mopów. Też niezłe agregaty.
            - Ale o drugiego takiego głupka to trudno było!
            Śmiejemy się do łez.
            Ocieramy oczy.
            Polewam.
            Chuchamy.
            - A jak spisywał straty? Najpierw sprawdzał ile kawałków kurczaka zostało w szufladzie, a godzinę później wracał i grzebał w śmieciach. Sprawdzał, jebaniutki, czy Prosiaczek wszystko wyrzucił, czy czasem nie wyżarł, zamiast wywalić do kosza.
            - To szmaciarz był!
            Śmiejemy się do łez.
            Ocieramy oczy.
            Polewam.
            Chuchamy.
            - Przy czyszczeniu maszyny do lodów, u Miśka zawsze była wyżerka.
            - No masz! Wiadro lodów na czterech!
            - Błażej wszystko wywalał do zlewu.
            - A od kiedy przyuważył przy zlewie Prosiaczka z łyżeczką, to jeszcze polewał wszystko płynem do naczyń.
            - Fiut zbolały!
            Śmiejemy się do łez.
            Ocieramy oczy.
            Polewam.
            Chuchamy.
            - Kazał mi kiedyś fugę na schodach szczoteczką do zębów czyścić! Całe życie przed wojskiem uciekałem, to musiałem na takiego skurwiela w pracy trafić! Paluchy sobie do krwi pozdzierałem.
            - Sukinsyn!
            Polewam.
            Chuchamy.
            - A mi kazał wszystkie stare gumy do żucia z chodnika przed knajpą zeskrobać. Piąta rano, ludzie do pracy zasuwają, a ja popierdalam na kolanach po Szerokiej, ze śrubokrętem w łapie i dłubię jak idiota.
            - Łajza!
            Polewam.
            Chuchamy.
            - Długie ręce miał. Jak sprawdzał, czy komin nad grillem dokładnie wyczyściłem, brał białą chusteczkę i zawsze, jebaniutki, sięgał kilka centymetrów dalej niż ja. I, kurwa, do poprawki. I jeszcze raz.
            - Do, kurwa, skutku!
            - Kutas!
            Polewam.
            Chuchamy.
            - A pamiętasz, jak się Ćwikuś potknął i wsadził łapę do gorącego oleju? Wychodzi, skurwiel z kanciapy, patrzy, chłopak się z bólu wije po podłodze, a ten mówi: „On ma dzisiaj ‘offa’. Wolne mu, jebany, dał. Nawet pogotowia nie wezwał. Musieliśmy się na taksówkę dla Ćwika zrzucać, żeby do szpitala pojechał.
            - Kawał chuja!
            Polewam.
            Chuchamy.
            - Taki kretyn i kutas, a robił z nami co chciał. I mogłeś mu naskoczyć. Obunóż.
            - Rzuciłem tę robotę.
            - Odszedłem cztery dni po tobie.
            Polewam.
            Chuchamy.
            Milczymy.
            Nie wspominamy już.
            Bo, kurwa, nie!