niedziela, 22 maja 2016

Wolontariat


Stara Grzelakowa nie czekała długo pod zakrystią. Już po kwadransie dopuszczono ją przed skupione i zatroskane oblicze księdza Marka.
- Drogie dziecko - ksiądz Marek nie tracił czasu na długie powitania. - Trzeba posadzkę w świątyni  porządnie wyszorować.
Stara Grzelakowa pomyślała o swoich nękanych reumatyzmem stawach kolanowych. O powykręcanych przez artretyzm palcach.
- Oczywiście, nie za darmo - kontynuował ksiądz Marek.
Stara Grzelakowa pomyślała o niskiej emeryturze. O leżących w szufladzie stołu niezrealizowanych receptach.
- Sto, może sto pięćdziesiąt złotych - zdecydował ksiądz Marek.
W oczach starej Grzelakowej pojawiły się łzy.
- Księże dobrodzieju - wyszeptała.
Łzy spłynęły po pokrytych siecią zmarszczek policzkach.
- Ja naprawdę nie mam tyle pieniędzy…