czwartek, 31 października 2013

...albo psikus



Anna mówi, że wkurza ją, przybierające z roku na rok na sile, halloweenowe szaleństwo. Niby wie, że to tylko zabawa. Niby wie, że to żadne praktyki satanistyczne. Ale mimo wszystko, wkurza się.
Nigdy przesadnie nie przepadała za horrorami i widok dorosłych ludzi oraz - co gorsza - dzieci, poprzebieranych za wampiry, duchy, zombie i wszelkie inne paskudztwa wywołuje u niej dreszcz obrzydzenia.
A w ogóle, cały ten halloween, jako wymysł typowo anglosaski, jest nam przecież kulturowo zupełnie obcy. Powinniśmy zdecydowanie odrzucić te amerykańskie bzdety i zająć się przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia.
Słusznie. Wszak Jezus urodził się w małej wiosce pod Suwałkami.

wtorek, 29 października 2013

Koniec wieku naiwności



Do świata i do ludzi Robert zawsze żywił wyłącznie sympatię. Co dziwne - świat, a co jeszcze dziwniejsze - również ludzie, odpłacali mu tym samym. Wszyscy lubili Roberta.
Szedł przed życie otoczony różową chmurką pozytywnych emocji i odczuć. Tak silnie otaczająca nas wszystkich rzeczywistość, jego jedynie otulała łagodnie. Bez mała pieszczotliwie.
Nic jednakże nie trwa wiecznie.
Pierwszego negatywnego uczucia doznał w wieku dwudziestu trzech lat. W wigilię Bożego Narodzenia roku dwutysięcznego dowiedział się, czym jest zimna, wyrachowana, zupełnie bezpodstawna i bezrozumna nienawiść.
Kilka dni wcześniej jego, prawie oficjalna, narzeczona zaproponowała radośnie:
- A może pojedziemy na święta do Wrocławia? Poznasz wreszcie moją mamusię!

poniedziałek, 28 października 2013

Uwaga



Anna mówi, że mężczyźni nie mają podzielnej uwagi i nie potrafią wykonywać kilku czynności równocześnie.
Przeciętna kobieta potrafi jednocześnie gotować obiad, sprzątać mieszkanie i odrabiać lekcje z dziećmi. A przy tym wszystkim jest na bieżąco z trzema przynajmniej serialami.
Przeciętna kobieta prowadząc auto rozmawia przez komórkę z najserdeczniejszą przyjaciółką, poprawia makijaż i popija kawę, którą przed chwilą kupiła na stacji benzynowej. Gdzie zatankowała bak do pełna, nie przerywając nawet na chwilę tej rozmowy telefonicznej.
Słucham tego i słucham, i wkurza mnie wreszcie to gadanie.
Zapalam papierosa, biorę gazetę i idę do ubikacji.
Nie potrafię robić kilku rzeczy równocześnie? Dobre sobie.

Na tapczanie



Anna mówi, że krzaki agrestu w ogrodzie całkowicie zniknęły w trawie. Niedługo znikną drzewa wiśniowe. Mógłbym wreszcie skosić tę cholerną trawę. Mógłbym, gdybym nie rozłożył na części kosiarki i nie reperował jej od kilku tygodni.
I wkurza ją przedłużacz, który ciągnie się od lodówki do gniazdka w przedpokoju, bo gniazdko w kuchni spaliło się pół roku temu.
A dzisiaj rano znowu potknęła się o półkę na książki, która stoi pod ścianą sypialni.
Pewnie, mógłbym naprawić kosiarkę i skosić trawę. Mógłbym wymienić gniazdko w kuchni. Powiesić półkę w sypialni. Ale potem nudziłbym się straszliwie.
A tak - wciąż mam coś do roboty.

czwartek, 24 października 2013

Suka



Spotkałem Michała w parku. Siedział na ławeczce ze zwieszoną głową. Minę miał nieszczególną, oczy zaczerwienione. Czyżby płakał?
- Cóż tak martwi najgenialszego genetyka naszych czasów? - zagadnąłem siadając obok.
Spojrzał na mnie łzawo.
- Trzy dekady w laboratorium. Każdy zarobiony grosz pakowany w ten eksperyment. Kredyty. Wszystko po to, by stworzyć idealną samicę buldoga angielskiego. I wreszcie sukces. Niewiarygodny wręcz sukces. Nic, tylko zakładać hodowlę i nareszcie zacząć czerpać z tego jakieś profity.
Ponownie zwiesił głowę.
- I co? - Zapytałem mocno zaintrygowany
- I co? Wyprowadziłem ją dzisiaj na pierwszy spacer! - Wskazał kłębiące się nieopodal stadko psów. - Trzydzieści lat ciężkiej pracy właśnie poszło się jebać!

Golem



Jego celem była zemsta. Przygotowywał się do niej przez całe życie.
Latami uczył się dawno wymarłych języków, by móc studiować spisane w nich tajemne księgi. Zgłębiał arkana magii.
Kiedy czytał zapiski rabbiego Jehudy Low ben Bezalela, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś mu umknęło, że zapomniał o czymś bardzo istotnym. Myśl ta pojawiła się gdzieś na granicach świadomości, zupełnie niezrozumiała. Odpędził ją czym prędzej i podwoił wysiłki.
Wreszcie, którejś nocy stwierdził, że jest gotowy. Może przystąpić do budowy golema.
Wtedy nadeszło zrozumienie.
Następnego dnia stanął przed niewielkim renesansowym budynkiem. Przeczytał znajdującą się na drzwiach kartkę: „Kurs rzeźby dla początkujących”.

środa, 23 października 2013

Alchemia miłości



Sobotni wieczór w klubie…
Ona sięga właśnie po drinka, on odbiera resztę ze stu złotych. Ich dłonie spotykają się przypadkiem nad barem. Muskają się delikatnie. Przeskakuje iskra. On patrzy na nią przez chwilę. Ona odwzajemnia jego spojrzenie. Uśmiechają się oboje. Idą tańczyć.
Godzinę później pieprzą się w męskiej toalecie jak te takie małe, puchate gryzonie z długimi zębami.
Spotykają się co tydzień. W każdą sobotę. Zawsze według tego samego scenariusza.
- Uczucie? Jakie niby uczucie? Miłość? Daj spokój! - Śmieją się kiedy pytam. - To tylko chemia.
Nie kłamią.
W jego przypadku to zawsze tylko czysta chemia.
W jej przypadku najczęściej z colą.

poniedziałek, 21 października 2013

Zdolny, ale leniwy

Ideał



Pamiętam mój pierwszy raz…
Podeszła do mnie jakaś kobieta i zapytała o godzinę. Popatrzyłem na nią. To właściwie nie była świadoma decyzja. Raczej instynkt. Poczułem dziwne mrowienie na karku. Poczułem kropelkę potu spływającą po plecach. Poczułem, że zaczyna mi lekko drżeć lewa powieka.
Wcisnąłem rękę głęboko do kieszeni kurtki.
- Nie mam zegarka - powiedziałem.
Nie było łatwo, ale udało się. Skłamałem.
Od tamtego czasu ćwiczę systematycznie. Każdego dnia. Jestem w tym coraz lepszy. Wierzę, że uda mi się kiedyś osiągnąć ideał. Idąc spać stwierdzę, że przez cały dzień nie powiedziałem ani słowa prawdy.
Wtedy będę gotów, by wystartować w wyborach parlamentarnych.

środa, 16 października 2013

...albo zdrowie



Technicznie rzecz biorąc jestem martwy. No martwy - nie ruszam się, nie oddycham, pochowali mnie. Trup.
Leżę teraz i czekam, aż się w proch obrócę. Dopiero wtedy zapadną decyzje co do mojego nieśmiertelnego „ja”. Bo okazało się, że nie miałem racji. Śmierć jednak nie jest końcem wszystkiego.
Myliłem się również co do palenia. Rzeczywiście szkodzi. Dwie paczki „Mocnych” dziennie faktycznie mogą człowieka zabić. Powoli. Ale skutecznie.
Leżę zatem i czekam. Nudzę się jak mops, bo co niby mam robić? Ciasno tutaj, jak to w trumnie. Ciemno. A najgorsze, że to może potrwać.
W jednym niestety miałem rację - wędzone dłużej się trzyma.

poniedziałek, 14 października 2013

Korepetycje



Nigdy nie lubiłem tej marynarki, ale i tak szkoda. Rękaw wyszarpany, klapy upitolone, butonierka wyrwana… Nie do uratowania.
Kapelusz przeboleję. W sumie nie najlepiej wyglądałem w kapeluszu. Chociaż teraz, kiedy już prawie nie mam włosów, pewnie by się przydał.
Najgorzej z okularami. Tych smętnych resztek nijak nie da się posklejać. Kilka stów w plecy.
Ale to i tak pikuś w porównaniu z nowymi zębami. Z tego co czuję pod językiem, przynajmniej sześć sztuk poszło się tupać.
Nic to, przynajmniej czegoś się nauczyłem.
Nigdy, przenigdy nie pytaj kobiety, w którym jest miesiącu, jeśli nie masz pewności, że rzeczywiście jest w ciąży.

wtorek, 8 października 2013

Przypadek Hieronima W.



Kiedy Hieronim W. wysiadał z policyjnej furgonetki na dziedzińcu więzienia w Nogacicach, nie wiedział, że jego życie właśnie zamienia się piekło.
Owszem, widział, jak eskortujący go policjant nachyla się do ucha miejscowego klawisza, widział później, że ów klawisz szepce coś wychowawcy na bloku. Widział również, jak wychowawca podaje więźniom, z którymi miał dzielić celę, malutką karteczkę z zapisanym jednym tylko słowem.
Nie znał treści komunikatu, ale zdziwił się, że strażnicy żyją w takiej komitywie z osadzonymi.
Nie wiedział, że komitywa dotyczy pewnych, ściśle określonych przypadków. Do głowy mu nawet nie przyszło, że on właśnie stanowi taki przypadek.
Już pierwszej nocy został brutalnie zgwałcony przez współwięźniów. Próbował się bronić, ale niewiele wskórał przeciwko czterem silnym recydywistom. Niewiele również wskórał, kiedy chciał zgłosić gwałt wychowawcy.
- A czego innego mógłby oczekiwać bydlak z twoimi skłonnościami? – usłyszał w odpowiedzi.
Nie rozumiał. Czyżby naprawdę tak bardzo potępiali jego, niewinną przecież zupełnie, pasję?
Bity i poniżany, z każdym dniem rozumiał coraz mniej. Wreszcie dał się złamać. Przestał się bronić. Przestał się skarżyć. Przestał pisać prośby o przeniesienie do innego zakładu. Pogodził się myślą, że zarówno w oczach strażników, jak i współwięźniów jest nikim. Nie, nie nikim, przecież odebrano mu resztki człowieczeństwa. Był niczym.
Minęło pół roku.
Sędzia Malinowski odwiedził zakład karny w Nogacicach. W czasie rozmowy z komendantem zapytał:
- Słuchaj Mieciu, a jak też się miewa Hieronim W., ten słynny bibliofil, którego ci podesłałem kilka miesięcy temu?