niedziela, 30 września 2012

Cyferki



Miałem napisać mądrego drabbla o cyferkach. Ale ja i cyferki nie lubimy się za bardzo. Od pierwszego wejrzenia. Do trzech, owszem, jakoś zliczę, ale dalej… Dalej to już tylko tak, piąte przez dziesiąte.
Choćbym się nie wiem jak starał, choćbym nie wiem od której strony podchodził do wielokrotności, wychodzą mi teksty w stylu starego disco-polowego szlagieru: „Cztery razy po dwa razy”. Jest to niby realizacja tematu, ale jakoś nigdy nie byłem zwolennikiem przesadnej dosłowności. Ani disco-polo, skoro już o tym mowa.
Miałem napisać mądrego drabbla o cyferkach, a wyszło na to, że jak zwykle plotę tylko coś trzy po trzy.

niedziela, 23 września 2012

Krew. Morze krwi



Refleks światła na stalowym ostrzu, zgrzyt metalu na kości i porażający ból. I krew, morze krwi.
Bogowie! Dlaczego? Dlaczego właśnie ja?
Podnoszę do oczu zakrwawione dłonie. Robi mi się słabo. Już? Przecież człowiek nie wykrwawia się tak szybko!
Nie! Nie chcę jeszcze umierać! Jestem taki młody. Tak wiele mam jeszcze do zrobienia.
Słabnę z każdą chwilą. Powoli osuwam się na kolana. Czuję, że za chwilę stracę przytomność.
Tunel. Powinienem zobaczyć tunel. I światełko na jego końcu. Ale otacza mnie tylko coraz głębsza ciemność.
I zanim całkowicie pogrążę się w tej ciemności, słyszę jeszcze głos żony: „Kochanie, obrałeś już te ziemniaki?”

sobota, 15 września 2012

Konsylium



Przy łóżku chorego, jak co piątek, zebrali się lekarze.
Rozpoczęła się dyskusja. Krzyczeli, klepali się po plecach i pluli sobie na buty. Wreszcie, wspólnymi siłami, postawili diagnozę. Taką samą, jak w zeszły piątek.
Zaczęli omawiać kurację. Krzyczeli, klepali się po plecach i pluli sobie na buty. Omawiali szlachetne bakterie, które mogły zniszczyć panoszące się w organizmie chorego prymitywne wirusy. Padło wiele ciekawych, często bardzo nowatorskich propozycji. Dokładnie tak samo, jak w zeszły piątek.
Wreszcie lekarze uścisnęli sobie dłonie i w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, rozeszli się do domów.
Chory westchnął ciężko i przymknął oczy.
- Może kiedyś - pomyślał - podadzą choć witaminy.

poniedziałek, 10 września 2012

Vis maior



Anna mówi, że czasami ma takie wrażenie jakby jej życiem kierował ktoś inny. Jakaś nie do końca sprecyzowana Siła Wyższa. Wszystko co Anna robi i mówi, wszystkie zachodzące w jej życiu wydarzenia, są jedynie cząstką Wielkiego Planu przez ową Siłę Wyższą ułożonego. Nawet kiedy Anna staje przed jakimś wyborem, kiedy ma podjąć jakąś samodzielną, zdawać by się mogło, decyzję, to i tak w rzeczywistości może wybierać jedynie między narzuconymi jej z góry rozwiązaniami.
Natchniona, opowiada mi o tym wszystkim przez prawie godzinę. Wreszcie pyta, czy ja również miewam podobne odczucia.
Oczywiście. Tylko że ja, w odróżnieniu od Anny, jestem żonaty.

niedziela, 9 września 2012

Bydlem



Anna mówi, że nasz stosunek do zwierząt jest miarą naszego człowieczeństwa. Im lepiej traktujemy zwierzęta, tym lepszymi jesteśmy ludźmi.
Powinienem dbać o bezdomne kotki i pieski. I dokarmiać zimą ptaszki. Oraz sarenki i zajączki. Oczywiście koniecznie muszę przestać jeść mięso. Ocalę wiele niewinnych istnień i oczyszczę organizm z toksyn.
Nagle milknie. Spod skropionej sosem winegret sałaty, którą właśnie pałaszuje, wyłazi jakiś robak i rozgląda się ciekawie. Potem macha wesoło czułkami i na dziesiątkach małych nóżek rusza w kierunku Anny. Anna wrzeszczy i zrzuca talerz na podłogę. Zrywam się z krzesła i rozdeptuję robala zanim wbiegnie pod dywan.
Jestem złym człowiekiem.

środa, 5 września 2012

Się mam



Anna mówi, że powinienem zadbać o swoje zdrowie. Przebadać się gruntownie, wysłuchać diagnoz i wyciągnąć wnioski.
Idę do lekarza pierwszego kontaktu. Ciągle tak o nim mówię, choć widzimy się przecież nie pierwszy raz. Dostaję od niego plik skierowań i podejmuję żałosną próbę zarejestrowania się do kilku specjalistów w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Nie, to nie. Zapłacę, skoro trzeba. Przynajmniej nie będę musiał czekać w kilometrowych kolejkach. Płacę. A potem i tak tkwię w kolejkach.
Wydaję całą pensję i muszę jeszcze trochę uszczknąć z tego, co mam odłożone na motor. Ale przynajmniej mam pewność, że wszystkie moje choroby mają się dobrze.