czwartek, 28 lutego 2013

Cena sławy




Nigdy nie będę sławny.
Gdybym był pisarzem, bardzo poczytnym pisarzem, wydającym po dwie, trzy ksiązki rocznie, byłbym z pewnością bardzo znany. Ale znaliby mnie tylko moi czytelnicy. Nie byłbym sławny.
Gdybym był aktorem i gdybym grał w najbardziej kasowych produkcjach filmowych, albo serialach o największej oglądalności, byłbym bardzo znany. Ale znaliby mnie tylko miłośnicy kina i seriali telewizyjnych. Oraz czytelnicy prasy brukowej i ludzie, którzy oglądają bloki reklamowe. Nie byłbym sławny.
Gdybym był politykiem… Znaliby mnie moi wyborcy i wyborcy moich przeciwników politycznych. Nie byłbym sławny.
Bardzo kocham moje dzieci i nie potrafiłbym ich skrzywdzić.
Nie, nigdy nie będę sławny.

środa, 20 lutego 2013

Najpiękniejszy list miłosny



„Mario”
No, to początek już mam. Początek najważniejszy. Dalej powinno już być z górki.
„…dzień, w którym utonąłem w błękicie Twych oczu…”
Pewnie nawet tego nie pamiętasz. Mijaliśmy się na przejściu dla pieszych. To była chwila, przypadkowe skrzyżowanie spojrzeń. Ale to wystarczyło. Ty poszłaś dalej, ja zostałem jak idiota na środku ulicy.
„…kiedy po raz pierwszy ująłem Twoją dłoń…”
Znowu się mijaliśmy. Na schodach tym razem. Potknęłaś się i gdybym nie złapał cię za rękę… Strach pomyśleć. Twoje „dziękuję”, twój uśmiech…
„…nie mogłem przestać myśleć o Tobie…”
I dość miałem mijania się. Postanowiłem cię odnaleźć. Zacząłem pytać. Najpierw znajomych, potem nieznajomych. Różnie bywało, niektórzy próbowali pomóc, inni patrzyli jak na wariata. Ale udało się. Znalazłem. I dowiedziałem się o twojej chorobie.
„…wiem, że nigdy nie będziemy razem…”
Razem… Choć na chwilę, choć na te kilka tygodni, może miesięcy, które pozostały… Razem? Bogowie, przecież nie znalazłbym w sobie dość odwagi by podejść do ciebie, porozmawiać, przedstawić się chociaż. Co mógłbym powiedzieć? Nie, lepiej będzie jeśli nigdy mnie nie poznasz.
„…lecz moje serce na zawsze należeć będzie do Ciebie.”
Patetyczne to trochę, a do tego banał na banale, ale co tam. I tak nie doczytasz do końca.
Zaklejam kopertę, sprawdzam adres, wrzucę do skrzynki po drodze do Instytutu.
Właśnie, muszę jeszcze zadzwonić i potwierdzić termin.
Wybieram numer, odbierają już po drugim sygnale.
- Instytut Transplantologii, w czym mogę pomóc…

wtorek, 19 lutego 2013

Tajemnica (króciak napisany do ilustracji Yoriki)



Kochali się miłością prawdziwą i było im ze sobą dobrze.
Czasami rozmawiali godzinami, śmiejąc się i żartując, a czasami milczeli, świadomi, że miłość potrzebuje jednako słów, jak i ciszy. I byli szczęśliwi.
Czasami zmagali się w pełnych namiętności miłosnych zapasach, a czasami leżeli tylko, wsłuchani wzajem w swoje oddechy. Wiedzieli, że miłość potrzebuje zarówno ognia, jak i spokoju. I byli szczęśliwi.
- Co właściwie przedstawia twój tatuaż? – Pytał gładząc opuszkami palców zawiły wzór.
Tatuaż pokrywał całe jej plecy. Zaczynał się na smukłym karku, kończył zaś na kształtnych pośladkach.
- To labirynt – odpowiadała ze śmiechem.
- To mapa prowadząca do skarbu – odpowiadała, a w jej oczach zapalały się figlarne iskierki.
On zaś zaczynał błądzić ustami po labiryncie, cierpliwie szukając drogi do skarbu.
- Co właściwie przedstawia twój tatuaż? – Pytał znowu.
- To tajemnica – odpowiadała poważniejąc nagle. – Kobieta i tajemnica są ze sobą nierozerwalnie połączone. Nie ma tajemnicy bez kobiety i nie ma kobiety bez tajemnicy.
Nie rozumiał, ale kiwał głową, a kiedy zasypiała, starannie, kawałek po kawałku kopiował misterny rysunek. Wreszcie skończył, lecz nadal nie pojmował jego treści i znaczenia.
Długo szukał rozwiązania. Pieczołowicie łączył strzępki z trudem zdobytych informacji, przemierzał ścieżki dawno zapomnianej wiedzy nie tracąc nadziei, że któregoś dnia znajdzie pośród tych ścieżek tę, która doprowadzi go do celu.
Wreszcie jego wysiłki zostały wynagrodzone. Wszystkie tropy prowadziły do tajemniczego klasztoru w dalekim górzystym kraju. Wiele wskazywało na to, że jedynie tam może uzyskać pomoc. Przez kilka dni walczył ze sobą, wreszcie napisał list, wysłał i niecierpliwie czekał na odpowiedź. Ta nadeszła po dwóch miesiącach.
W nocy, kiedy już Ona już spała, wymknął się do kuchni, usiadł przy stole i otworzył ciężką, szarą kopertę. Wydobył kilka arkuszy dziwnego papieru, rozłożył je i zaczął czytać:
„Szanowny Panie
Przede wszystkim pragnę Panu pogratulować cennego znaleziska. Jest Pan posiadaczem jedynego egzemplarza pełnego tekstu bajki starożytnego filozofa i poety Li Tzuna. O istnieniu tego tekstu wiemy z innych dzieł skreślonych ręką Mistrza, ale samej bajki nie udało się nigdy odnaleźć. Aż do tej pory. Jeszcze raz szczerze gratuluję.
Oto tłumaczenie…”
Tekst nie był długi. Zapalił papierosa i zaczął czytać:
„Win Szu i Ka Lien kochali się miłością prawdziwą i było im ze sobą dobrze.”
Tutaj następował opis szczęścia kochanków. Wydawał się tak banalny, że powoli zaczynał żałować trudu, jaki włożył w swoje poszukiwania. Aż nagle dotarł do fragmentu, który wydał mu się dziwnie znajomy.
„- Co właściwie przedstawia twój tatuaż? – Pytał Win Szu gładząc opuszkami palców zawiły wzór.
Tatuaż pokrywał cale jej plecy. Zaczynał się na smukłym karku, kończył zaś na kształtnych pośladkach.
- To labirynt – odpowiadała Ka Lien ze śmiechem.
- To mapa prowadząca do skarbu – odpowiadała Ka Lien, a w jej oczach zapalały się figlarne iskierki.
Win Szu zaczynał błądzić ustami po labiryncie, cierpliwie szukając drogi do skarbu.
- Co właściwie przedstawia twój tatuaż? – Pytał znowu.
- To tajemnica – odpowiadała Ka Lien poważniejąc nagle. – Kobieta i tajemnica są ze sobą nierozerwalnie połączone. Nie ma tajemnicy bez kobiety i nie ma kobiety bez tajemnicy.”
Zrobiło mu się zimno i dziwnie nieswojo. Spotniałymi nagle dłońmi wyciągnął z paczki kolejnego papierosa. Czytał o tym, jak Win Szu poszukiwał rozwiązania zagadki tatuażu swojej kochanki. Czytał o tym, jak wreszcie znalazł to rozwiązanie.
„…nie ma kobiety bez tajemnicy.
Dziwne – pomyślał Win Szu. Złożył pergamin i wrócił do sypialni. Mata, na której jeszcze przed kwadransem leżała uśpiona Ka Lien była pusta.”
Skończył czytać. Otarł pokryte potem czoło i z trudem wstał z krzesła.
A potem poszedł do sypialni i popatrzył na łóżko…

środa, 13 lutego 2013

Walentynkowo



Rozmawialiśmy o kobietach…
- Elżbieta mnie kocha – wyznał uradowany Jeremiasz.
- Nie Jeremiaszu – odpowiedział stary Dionizy.
- Jak to nie? – Oburzył się Jeremiasz. – Przecież sama mi to powiedziała.
Stary Dionizy westchnął.
- Ona kocha, ale nie ciebie. Ona kocha faceta, w którego być może się zmienisz po kilku latach jej starań.
- Jak to: „być może się zmienisz”?
- Prawdopodobieństwo, że uda ci się choć odrobinę zbliżyć do jej wymarzonego ideału jest tak znikome, że praktycznie równe zeru.
- I co wtedy?
- Wtedy ona zapyta: „Gdzie, ach gdzie, podział się ten cudowny Jeremiasz, którego pokochałam wiele lat temu?”
- To znaczy, że zatęskni za mną takim, jakim jestem teraz?
Stary Dionizy westchnął po raz wtóry.
- Nie zrozumiałeś Jeremiaszu.
Przez chwilę wszyscy rozważaliśmy słowa Dionizego.
- Ale ja nie chcę się zmieniać! – Oznajmił Jeremiasz po męsku. Płaczliwie i z rezygnacją.
- Wiem. Nikt nie chce. Ale to niczego nie zmienia.
Zapadła cisza. Długa. Męcząca. Prawie duszna. Wreszcie Albin nie wytrzymał:
- Oglądaliście wczorajszy mecz?