„Mario”
No, to początek już mam. Początek najważniejszy. Dalej powinno już być z
górki.
„…dzień, w którym utonąłem w
błękicie Twych oczu…”
Pewnie nawet tego nie pamiętasz. Mijaliśmy się na przejściu dla pieszych.
To była chwila, przypadkowe skrzyżowanie spojrzeń. Ale to wystarczyło. Ty
poszłaś dalej, ja zostałem jak idiota na środku ulicy.
„…kiedy po raz pierwszy ująłem
Twoją dłoń…”
Znowu się mijaliśmy. Na schodach tym razem. Potknęłaś się i gdybym nie
złapał cię za rękę… Strach pomyśleć. Twoje „dziękuję”, twój uśmiech…
„…nie mogłem przestać myśleć o
Tobie…”
I dość miałem mijania się. Postanowiłem cię odnaleźć. Zacząłem pytać.
Najpierw znajomych, potem nieznajomych. Różnie bywało, niektórzy próbowali
pomóc, inni patrzyli jak na wariata. Ale udało się. Znalazłem. I dowiedziałem
się o twojej chorobie.
„…wiem, że nigdy nie będziemy
razem…”
Razem… Choć na chwilę, choć na te kilka tygodni, może miesięcy, które
pozostały… Razem? Bogowie, przecież nie znalazłbym w sobie dość odwagi by
podejść do ciebie, porozmawiać, przedstawić się chociaż. Co mógłbym powiedzieć?
Nie, lepiej będzie jeśli nigdy mnie nie poznasz.
„…lecz moje serce na zawsze należeć
będzie do Ciebie.”
Patetyczne to trochę, a do tego banał na banale, ale co tam. I tak nie
doczytasz do końca.
Zaklejam kopertę, sprawdzam adres, wrzucę do skrzynki po drodze do
Instytutu.
Właśnie, muszę jeszcze zadzwonić i potwierdzić termin.
Wybieram numer, odbierają już po drugim sygnale.
- Instytut Transplantologii, w czym mogę pomóc…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz