sobota, 31 sierpnia 2013

Dieta



- Bierzesz Zbyniu dużą cukinię, kroisz w grube plastry i teraz tak: najpierw obtaczasz w mące, potem w jajku i na koniec w bułce tartej. I na patelnię. Musi się opiec na delikatny brąz…
- Heniu przestań!
- Albo tak... Gotujesz marchewkę. Bez obierania. Obierasz dopiero po ugotowaniu. Trzesz na drobnej tarce, trochę ci się taka papka zrobi, ale to nie szkodzi. Rozpuszczasz na patelni odrobinkę masła…
- Heniu, do jasnej cholery!
- A buraczki? Wiesz, też zasmażane…
- Heniu! Jesteś zombi, więc zachowuj się jak zombi. Żadnych warzyw! Żadnych owoców! Mózgi! Rozumiesz? My, zombi, żremy mózgi!
Zapadła cisza. Grobowa cisza.
- Zbyniu, to może chociaż kalafior?

Łyżwiarstwo figurowe



Anna mówi, że łyżwiarstwo figurowe to najpiękniejsza dyscyplina sportu. Te pełne wdzięku ruchy zawodników, ta cudownie dobrana do tych ruchów muzyka, te wspaniałe stroje. Nie dziwota, że widzowie oglądają każde zawody łyżwiarskie z takim zainteresowaniem i że w niemym zachwycie wstrzymują oddechy.
Owszem - oglądają. Owszem - wstrzymują. W miarę trwania pokazu napięcie nieustannie rośnie, wreszcie osiąga apogeum, następuje szczególnie trudna ewolucja… Wszyscy czekają, aż zawodnik straci równowagę i pieprznie dupskiem o lód.
Jest!
Pieprznął!
Oklaskują potem takiego pechowca, współczują mu, nierzadko szczerze, a później na lód wychodzi kolejny zawodnik i znowu zaczyna się oczekiwanie. 
Bo w sporcie jest jak w życiu.

piątek, 30 sierpnia 2013

Pokolenia



Jestem ostatni z Pierwszego Pokolenia. I umieram.
Szkoda. Szczególnie teraz, kiedy kres wędrówki jest tak blisko. Nie liczyłem na to, że dotrę aż tak daleko. Nikt z nas, garstki zapaleńców, którzy dawno temu zdecydowali się wyruszyć, na to nie liczył. Ale przecież, w końcu nie robiliśmy tego dla siebie. Ze wstępnych obliczeń, bardzo ostrożnych, wynikało, że do celu dotrą dopiero nasze prawnuki.
A teraz, kiedy cel jest tak blisko, kiedy mam go prawie w zasięgu wzroku, czuję nadchodzącą śmierć.
Patrzę na bawiące się opodal dzieciaki. Czy zrozumieją? Czy docenią?
Czy wspomną nas, kiedy będą już miały w dłoniach swoje akredytacje?

wtorek, 27 sierpnia 2013

Spotkanie z ciekawym człowiekiem



Kiedy go zobaczyłem, przypomniał mi się rysunek Leonarda da Vinci. Ten z mężczyzną wpisanym w kwadrat. Tylko, że u Leonarda w kwadracie pozostało sporo wolnego miejsca. Tutaj – niekoniecznie. No i tamten model był nagi, ten zaś miał na sobie gustowny dres i szalik miejscowej drużyny piłkarskiej.
- Dobry wieczór – zagaił grzecznie, gdy już do mnie podszedł.
No nie wiem – pomyślałem, ale na wszelki wypadek zmilczałem.
- Mam na imię Bogumił. Koledzy mówią do mnie Bodzio.
Super. Rozejrzałem się czujnie, ale wspomnianych kolegów nie było w zasięgu wzroku.
- Studiuję socjologię. Zaocznie.
Jakby się zawstydził.
- Powtarzam drugi rok.
Biedactwo.
- Pasjonuje się akwarystyką. Zbieram również rzadkie etykiety zapałczane.
W dzisiejszych czasach to chyba będą każde? Nie pamiętam, kiedy ostatnio kupowałem zapałki.
- No i jestem katolikiem. Głęboko wierzącym.
No to z Bogiem.
- Ponadto brzydzę się przemocą. W zasadzie, to jestem pacyfistą.
I co ja niby mam zrobić z tą wiedzą?
- Mówię to panu po to, żeby uwierzył pan, jak bardzo jest mi przykro, że muszę panu spuścić konkretny wpierdol.
Co powiedziawszy, zaczął spuszczać. Kilka minut później leżałem zakrwawiony na ziemi i patrzyłem jak unosi pałkę do ostatecznego ciosu.
- Dlaczego? Bodziu? – spytałem, z trudem otwierając bezzębne już teraz usta.
Wzruszył bezradnie wzniesionymi nad głowę ramionami.
- Z powodu błędnej polityki rządu, proszę pana.
Zapadła ciemność.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Ile dałbym...



Budzę się zziębnięty i mokry od rosy. Wstaję z trudem i z jeszcze większym trudem prostuję obolałe plecy. Cholera, za stary już jestem na noclegi pod gwiazdami. Mogłem wziąć chociaż śpiwór.
Sięgam do kieszeni po okulary, zakładam… O jasna cholera! Tuż przede mną! Gdybym przeszedł wczoraj jeszcze kilka kroków!
Lete. Rzeka zapomnienia.
Tygodnie wędrówki nareszcie uwieńczone sukcesem.
Podchodzę bliżej. Płynie powoli, dostojnie jakby… Patrzę w ciemną toń i wciąż nie mogę uwierzyć, że udało mi się tutaj dotrzeć.
Klękam przy brzegu, nabieram w dłonie zimnej wody. Piję powoli, smakuję każdy łyk. Gorzkawa, ale z delikatną miodową nutką. Smaczna.
Ciekawe, czy zapomnę wszystko, czy tylko te rzeczy, o których naprawdę chciałbym zapomnieć? Zresztą, czy to ważne? Najważniejsze by oczyścić umysł, stać się nowym człowiekiem. Znowu wolnym. I znowu szczęśliwym.
Czuję lekkie zawroty głowy. Chyba zaczyna działać. Cofam się nieco, żeby nie wpaść do wody. Siadam. W głowie kręci mi się coraz bardziej, zupełnie jakbym wypalił porządnego skręta. Zdejmuję i chowam okulary. Zamykam oczy i kładę się w miękkiej trawie.
Czuję się lekki, tak bardzo lekki. Błogostan nasila się. Zasypiam.
Budzę się zziębnięty i mokry od rosy. Wstaję z trudem i z jeszcze większym trudem prostuję obolałe plecy. Cholera, za stary już jestem na noclegi pod gwiazdami. Mogłem wziąć chociaż śpiwór.
Sięgam do kieszeni po okulary, zakładam… O jasna cholera! Tuż przede mną! Gdybym przeszedł wczoraj jeszcze kilka kroków!
Lete. Rzeka zapomnienia…

niedziela, 25 sierpnia 2013

Lepiej późno?



Rojno i gwarno było tego dnia na placu zabaw. I śmiechu było co niemiara.
Nie śmiał się tylko mały Zyzio, który utknął w połowie wyjątkowo wysokiej drabinki i teraz wrzaskiem i płaczem dawał znać światu, że nie może się ruszyć ani w górę, ani w dół.
Nie śmiała się również mama małego Zyzia, która miotała się u podnóża drabinki, daremnie próbując namówić zwisające z owej drabinki dzieci do ustąpienia jej przejścia ku górze.
Ponieważ jednak ani ciche i spokojne prośby, ani nieco mniej ciche i dużo mniej spokojne groźby nie przynosiły pożądanych rezultatów, zaczęła delikatnie, acz stanowczo usuwać pojedyncze cząstki dziecięcego winogrona i z okrzykiem: „Już idę maleńki!”, ruszyła ku płaczącemu wciąż synowi.
- Czemu pani tak krzyczy na te dzieci? - Zapytał przyglądający się tej scenie facet o twarzy obficie poznaczonej śladami po ospie. Wyraźnie miał ochotę na kłótnię i właśnie znalazł pretekst.
- Jestem matką! - Zawołała Mama Zyzia nie przerywając wspinaczki z przeszkodami. - Mój syn jest w niebezpieczeństwie i spieszę mu na ratunek!
- Ale to nie powód, żeby tak krzyczeć - stwierdził Ospowaty. - Sam jestem ojcem i…
Stojąca obok Ospowatego niepozorna kobieta delikatnie pociągnęła go za rękaw.
- Wiesz Kaziu - szepnęła. - Już dawno chciałam ci coś wyznać, ale jakoś tak nie było okazji…

czwartek, 22 sierpnia 2013

Centrum



Jestem mężczyzną starej daty. Mam swoje przyzwyczajenia i nawyki, których już nawet nie próbuję wykorzenić.
Dlatego, kiedy mieszkający gdzieś w mazurskiej głuszy przyjaciel poprosił mnie telefonicznie o nabycie i przesłanie szekspirowskiej „Burzy” w oryginale, udałem się do empiku.
Wyszedłem po trzech kwadransach. Spocony, wymięty i bez kilku guzików.
Ciężko opadłem na pobliską ławeczkę i ostrożnie ułożyłem na niej swoje zakupy. Dziwnie powykręcany szklany wazonik, grę karcianą „Będę Twoja przed świtem”, dowcipnie pomalowany kubek szefa oraz przezabawną kartkę urodzinową.
- Były czasy - mruknąłem - kiedy empik był centrum kulturalnym.
Siedząca obok młoda, atrakcyjna kobieta spojrzała na mnie i westchnęła ze smutkiem:
- Nadal jest.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Się troszczę



Poukładałem starannie wszystkie przeczytane gazety. Dołożyłem kartony po pizzy i przewiązałem wszystko papierowym sznurkiem.
Umyłem słoiki po dżemie i masełku orzechowym. Butelki po sokach tylko opłukałem, ale powinno wystarczyć.
Trochę dłużej zeszło mi z plastikowymi pojemnikami po śmietanie i jogurtach, ale też dałem radę.
Wyczyściłem puszki po konserwie turystycznej i gulaszu angielskim. Ciężka robota i skaleczyłem sobie rękę na nierównej krawędzi jednej z puszek.
Wreszcie porozkładałem to wszystko do właściwych worków i wyniosłem na ganek.
Usiadłem na ławeczce i przez dłuższą chwilę obserwowałem w zachwycie cudowną grę świateł, którą promienie zachodzącego słońca tworzyły na dymach wylatujących z kominów pobliskiej elektrociepłowni.

niedziela, 18 sierpnia 2013

Pańskie oko



Jeff Colby był właścicielem „Albatrosa”, najpiękniejszego statku wycieczkowego na południowym Pacyfiku. Brał udział w każdym rejsie. Odwiedzał maszynownię, plątał się bez sensu po mostku, zjawiał się w kuchniach i zaglądał do garnków, sprawdzał czystość w kajutach pasażerskich. Załoga miała go serdecznie dość.
W końcu zmarł.
Ceremonia pogrzebowa odbyła się na „Albatrosie”. Kapitan wygłosił krótką mowę, otworzył urnę z prochami Colby’ego i miał je właśnie ofiarować oceanowi, kiedy wiatr zmienił kierunek i poniósł szary pył w stronę licznych pokładów wycieczkowca.
- Szef nic się nie zmienił po śmierci - stwierdził bosman obserwując później marynarzy ścierających Jeffa z okien mostku kapitańskiego. - Wszędzie go pełno.

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Postęp



Sebastian z dumą prezentował mi swój najnowszy wynalazek.
- Tutaj masz piec – mówił. - Tutaj zbiornik wody. Para wodna gromadzi się tutaj. Kiedy otworzysz ten zaworek, para dostaje się do specjalnego systemu rurek i tłoków. Wprawia w ruch to ramię, umieszczone w chwytaku jabłko zaczyna się obracać, noże usuwają skórkę i proszę bardzo jabłko jest obrane.
Jak urzeczony wpatrywałem się w maszynę do obierania jabłek.
- Dość długo to trwa - zauważyłem ostrożnie.
- Razem z rozpalaniem pieca, około trzech godzin - wyjaśnił mi Sebastian.
Przez chwilę w milczeniu obserwowaliśmy obracające się powolutku jabłko.
- Trochę to mało praktyczne - stwierdziłem wreszcie.
- Możliwe. Ale za to jakie nowoczesne.

piątek, 2 sierpnia 2013

Droga



Tułałem się po okolicy już ponad godzinę. Wreszcie postanowiłem spytać o drogę.
- Do wójta? To będzie tak: najpierw tą dróżką, tam gdzie mieszka Gąsienica-Curuś. Poznacie bez trudu, chałupa strzechą kryta. Potem będzie chałupa Bachledy-Synusia. Wiecie, taka zielona, jakby zgniła. Potem jeszcze Gąsienica-Treptuś, tam żuraw na podwórzu stoi, ostatni we wsi. Dalej będzie takie mocno zaniedbane obejście. Tam mieszka Bachleda-Tamcuś. Zaniemógł nieborak na przednówku i wszystko mu teraz chwastem zarasta. Trzeba pomóc kiedyś… A zaraz za nim Kalenica-Wnuś. To nasz wójt. Tylko jeszcze musicie minąć taki klockowaty, kwadratowy dom, ale tam ostrożnie…
- Psy?
- Nie. Tam mieszka Wiśniewski. Jakiś taki dziwny jest.