piątek, 1 maja 2015

Michał sączy... [po raz drugi]



Siedzimy…
Sączymy…
Kolejne piwa pękają z cichym brzękiem.
Powietrze gęstnieje od papierosowego dymu.
Rozmawiamy…
- Krzychu, wiem jak pomnożyć nasz majątek.
- Pomnożyć co?
Chwila zadumy.
Zrozumienie.
- Krzychu, wiem jak zdobyć majątek, a potem go pomnożyć. Będziemy mieli więcej, niż jesteśmy w stanie przepić.
Fajnie. Może sobie książkę kupię.
Patrzy na mnie.
Czekam.
Wiem, że długo nie wytrzyma.
I rzeczywiście. Podnosi w górę palec, o dziwo – wskazujący i triumfalnie oznajmia:
- Religia.
- Katechetą chcesz zostać? To takie dochodowe?
- Coś ty. Kościół!
- Aha. Kościół. Ale wiesz, to jednak ryzykowne jest. Zresztą, gdzie byśmy sprzedali fanty.
Chwila zadumy.
Zrozumienie.
- Krzychu, kościół. Własny kościół. Założymy własny kościół.
- Aha. I na tym właśnie zarobimy?
- Oczywiście. Popatrz tylko…
Wyjmuje z kieszeni długopis. Sięga po serwetki. Zaczyna rysować jakieś schematy. Pierwszy szkic naszej własnej, zupełnie nowej, gminy wyznaniowej. Gmina szybko zmienia się w powiat. Na czwartej serwetce ma już rozmiary sporego województwa. Pojawiają się tabele. Po lewej stronie wydatki, po prawej zyski. Prawa strona pięknie się rozrasta. Błyskawicznie mijamy punkt, w którym udaje mi się nareszcie skompletować „Ucztę Wyobraźni” i pędzimy dalej. Ale czegoś mi tu brakuje… No tak…
- Michu, wstrzymaj konie. Przeoczyłeś jeden szczegół.
Łapie oddech. Przerzuca zapisane serwetki. Przez chwilę mruczy coś pod nosem.
- Niemożliwe. Wszystko jest jak trzeba.
- Niby tak, ale wiesz, każda sekta…
- Nie sekta Krzychu, kościół!
- A co za różnica?
- Różnica tkwi w ilości wiernych…
- No właśnie! Jeśli chcesz mieć wiernych, to musisz mieć jakiegoś boga.
- Po co nam jakiś bóg?
- Nam po nic, ale wierni mogą potrzebować.
Chwila zadumy.
Zrozumienie.
- Faktycznie. Nie pomyślałem.
Kolejna chwila zadumy.
Ponowny przegląd notatek.
Poprawki.
Jeszcze kilka poprawek.
I jeszcze.
Łagodna rezygnacja.
- Cholera. Obecność boga niepotrzebnie wszystko skomplikuje.

1 komentarz: