piątek, 21 lipca 2017

Pacjent "zero"



Nie leżała mi ta fucha. Kogo w dzisiejszych czasach zainteresuje reportaż z domu wariatów? Ale naczelny się uparł i nie miałem wyjścia. Pojechałem.

Przypięty pasami do szpitalnego łóżka pacjent wyglądał na skrajnie wycieńczonego. W zasadzie sam szkielet obciągnięty skórą. Koszmar. Ale najgorsze były jego oczy. Ogromne, szeroko otwarte. Wytrzeszczone.
                - Musi chyba być szczególnie niebezpieczny? - Zapytałem oprowadzającego mnie po placówce lekarza.
                - A wie pan, panie redaktorze, że nawet nieszczególnie. Przynajmniej nie fizycznie.
                - Jak to?
                - Widzi pan, ten pacjent uroił sobie, że cały świat jest jego snem.
                - Życie jest snem wariata śnionym nieprzytomnie… - popisałem się znajomością klasyki.
Lekarz spojrzał na mnie dziwnie. Poczułem się jakby w myślach stawiał mi diagnozę.
                - Można tak powiedzieć. Uważa, że wszystko dokoła, nawet pan i ja, funkcjonujemy tylko dlatego, że on kiedyś nas wyśnił.
                - Ale chyba nie jest agresywny?
                - Nie.
                - To dlaczego jest unieruchomiony?
                - Jest pod stałą obserwacją. Ponieważ ma się za kogoś w rodzaju boga, uważa, że nie potrzebuje jedzenia, musimy go sztucznie dokarmiać. No i oczywiście staramy się nie dopuścić, żeby zapadł w sen.
                - Nie pozwalacie mu zasnąć? Dziwna terapia.
                - Terapia? To nie jest terapia, panie redaktorze, to jedyny ratunek. Ilekroć, mimo naszych wysiłków, uda mu się zasnąć, rano pojawia się jakaś nowa ustawa sejmowa.

1 komentarz: