Wstałem, otrzepałem spodnie i ruszyłem w stronę światła.
Szedłem i zastanawiałem się, jak to właściwie będzie
wyglądało. Okazało się, że wygląda dokładnie tak, jak na rysunkach
satyrycznych. Brama w chmurach, przed bramą zawalone papierami biurko, przy biurku
brodaty staruszek w długiej, białej szacie. Klasyka.
Staruszek spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony. Przez chwilę
przerzucał jakieś teczki, sprawdzał jakieś wykazy i sprawiał wrażenie coraz
bardziej zakłopotanego.
- Nie spodziewaliśmy się ciebie tak wcześnie – stwierdził
wreszcie.
- Cóż, szczerze mówiąc, ja również się nie spodziewałem –
odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Ale wy, to akurat powinniście chyba wiedzieć – dodałem.
Nie ukrywam, że z wyrzutem.
- Niby tak. W zasadzie wiemy wszystko. Tym większa
niespodzianka. Co się właściwie stało?
- Przechodziłem spokojnie przez jezdnię…
- Ha! – przerwał moją opowieść. I jeśli chcecie wiedzieć,
uważam, że triumf w jego głosie był zupełnie nie na miejscu.
- Po pasach – kontynuowałem.
Jakby posmutniał.
- Na zielonym świetle.
Wyraźnie oklapł.
- Niemożliwe – stwierdził. – W takim razie powinienem cię
mieć na liście nieszczęśliwych wypadków. Każdy samochód…
- Nie samochód – teraz ja jemu wpadłem w słowo – tylko
samochody. Trzy! Pierwsze dwa tylko mnie musnęły, dopiero ten trzeci…
- A widzisz! – aż zatarł dłonie z zadowolenia. – Kolumna
rządowa! No tego, to nawet my nie jesteśmy w stanie przewidzieć.
Naprawdę chciałem cieszyć się wraz z nim, ale jakoś mi nie
wychodziło.
- No tak. No tak – znowu zaczął przeglądać papiery. – I co
ja teraz z tobą zrobię? Taki kłopot, taki kłopot.
On ma kłopot? No dobre sobie.
- Słuchaj no – spojrzał na mnie, dziwnie nagle zamyślony. –
Z twoich papierów wynika, że masz jeszcze dwadzieścia sied… Ups!
Zakrył dłonią usta.
- Młody jesteś. Stosunkowo. Masz czas. Może byś wrócił, hę?
Pożył jeszcze, hę? Co ty na to?
Teraz to się zamyśliłem.
- Słuchaj, a macie tutaj telewizję?
Zaczął uważnie oglądać własne paznokcie.
- Nie pytam, czy płacicie abonament, tylko czy oglądacie
czasami nasze wiadomości.
- Zdarza się – przyznał.
- A dociera do was nasza prasa?
- Owszem – chyba domyślał się do czego zmierzam, bo w jego
oczach pojawiła się lekka panika.
- Więc chyba zrozumiesz moją decyzję.
- To znaczy? – wiedział, ale najwyraźniej musiał zapytać.
- Pierdolę! Nie wracam! Poczekam przy bramie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz