wtorek, 9 czerwca 2015

Michał sączy… [signum temporis]



Siedzimy…
Sączymy…
W domu…
W ciszy…
W półmroku…
Patrzę na Michała. Jego wielkie, mięsiste wargi drżą. Jego oczy, doskonale widoczne na hebanowej twarzy, błyszczą w zapadających powoli ciemnościach. Tak bardzo błyszczą. Łzy?
Delikatnie ujmuję jego rękę i łagodnie przyciągam go ku sobie. Nie broni się przesadnie. Nie walczy. Bo czyż można walczyć z przeznaczeniem?
Przysuwa się. Blisko. Bardzo blisko. Wreszcie opiera kształtną głowę na moim nagim torsie. Gładzę kruczoczarne kędziorki. Ani to ładne, ani miłe w dotyku, ale tak przecież być musi.
- Krzychu…
- Cicho maleńki, cicho.
- Krzychu, ale czy naprawdę musimy?
- Nie mamy wyjścia skarbie, nie mamy wyjścia. Tak trzeba. Tak być musi. Nowe czasy stawiają przed nami nowe wymagania i musimy im sprostać. Wiesz przecież…
- Wiem. Ale czy naprawdę trzeba do tego wszystkiego jeszcze pić to cholerne ‘karmi’?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz