No i widzisz, święta coraz bliżej, roboty zatrzęsienie, bo to i zakupy, i
sprzątanie, i różne takie, a ja co? Leżę sobie i patrzę w niebo.
Mówiła mi: „Nie szalej! Zdążysz! Odpocznij trochę! Złap oddech!” To
odpoczywam. Tylko z tym łapaniem oddechu niespecjalnie…
Jak mi na imię? Przecież wiesz. No tak, faktycznie, byłoby grzecznie.
Poldek jestem. Nie, to nie od Leopolda. Od Polikarpa, jeśli już koniecznie musisz
wiedzieć. Śmieszne, nie? Ale co poradzę - mamusia miała pomysły. Wiesz?
Poznałaś? Oczywiście, że poznałaś. Ile to już minęło? Dwanaście lat… Kawał
czasu…
A skoro już o czasie mowa, nie wiesz ile jeszcze mi zostało? Nie możesz
powiedzieć? Ale chyba już niewiele, skoro tak koło mnie siedzisz…
Jak to się stało? Wszystko przez tradycję. Zobaczyłem na tym cholernym
dębie… Bo to chyba dąb, prawda? Też nie rozróżniasz bez liści? Masz rację, to w
sumie bez znaczenia. Wiesz, zobaczyłem tę cholerną jemiołę i pomyślałem sobie,
że fajnie byłoby zawiesić gdzieś pod sufitem. I całować się za każdym razem,
kiedy pod nią staniemy. Nie, no oczywiście, że nie potrzebujemy jemioły, żeby
się całować, ale rozumiesz – tradycja, rzecz święta. Wlazłem na ten dąb i
prawie już ją miałem, i gdyby gałąź nie była taka oblodzona… Upadłem plecami
prosto na ten kij. Albo korzeń. Pojęcia nie mam, wyszedł gdzieś tutaj z przodu,
między żebrami, ale nie mogę poruszyć głową, żeby zobaczyć. Wiem, że to bez
różnicy, kij czy korzeń, ale człowiek zastanawia się czasami nad takimi
rzeczami. Śmieszne, nie?
Cholera, choinki nie zdążyłem kupić. Jak to: co z tego? Przecież sama nie
przyniesie. Myślisz, że nie będzie miała głowy do takich rzeczy? No tak, też
bym pewnie nie myślał o choince.
Tyle chciałbym jej jeszcze powiedzieć. Wie? Oczywiście, że wie. Przecież
tyle razy jej to powtarzałem. Ale bardzo bym chciał jeszcze raz… Chociaż
jeszcze jeden raz…
Zimno mi. Wiem, że grudzień… Tak, na śniegu leżę, ale to nie to. Tak mi
jakoś od środka zimno. Nie, już nie boli. Na początku bolało. I to jak!
Słyszałaś jak wrzeszczałem? Wiesz, najgorsze, że z tego bólu, jakby to
powiedzieć… No nie, aż tak to nie, ale zawsze to głupio jak człowieka znajdą z
mokrymi portkami. Śmieszne, nie?
Bo przecież w końcu mnie tu ktoś znajdzie, samochód powinno być widać z
drogi. Może jeszcze przed wigilią? No tak, dla mnie to już bez znaczenia, ale
po co Ona ma się denerwować. Nie, na pewno jej to nie uspokoi, ale przynajmniej
będzie wiedziała.
Już pora, powiadasz? I jak to niby ma wyglądać? Tak myślałem. I wiesz,
trochę się martwiłem, co będzie jeśli okażesz się mężczyzną. Bo to niby efekt
ten sam, ale zawsze to głupio, jak dwóch facetów… Śmieszne, nie?
Nie, nie jestem gotowy. Ale chyba nigdy bym nie był. Dobrze, chodź i
pocałuj mnie. Tak, tutaj, pod tą jemiołą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz