Czyli „Tydzień
pełen przygód”,
Czyli „Ostania
wycieczka z Orbisem”.
O dajcie spokój, jak tu ciepło.
Dzień zaczął się fatalnie. Mam podbite oko i chyba złamany nos. Zbierałem
daktyle. Ktoś przeciął sznurek i palma mi odbiła. Prosto w twarz. Ciekawe kto
to?
Widziałem Słonia. Wdeptywał w ziemię
fortepian i krzyczał, że to niesprawiedliwe. O co mu chodzi?
Zajrzałem na chwilę do oazy. Jak
zwykle – grają na gitarach i śpiewają o tym jak to Jezus chodził po wodę. A
może po wodzie? Trudno powiedzieć, bo strasznie fałszują. Pewnie dlatego
miejscowi mają Jezusa za fałszywego proroka i wznoszą modły do Mahometa. W tym
tygodniu wznieśli trzy. Dwie na modłę arabską i jedną na europejską. Zaczęli
czwartą. Może być całkiem ładna.
Staś Tarkowski to łobuz. Spotkaliśmy
się wczoraj i zamieniliśmy parę słów. Dzisiaj się okazało, że te jego są puste
w środku. Nieładnie.
Czasami mam takie wrażenie, że te
ptaki, które krążą gdzieś tam wysoko na niebie, prawie poza zasięgiem mojego
wzroku, to wcale nie są Bociany. Myślę, że Hiena mnie okłamuje. I do tego
śmieje się tak dziwnie.
Przed południem zapadł Lew. Jak zwykle marudził, że do nikogo nie
chodził, że jest niewinny i że w ogóle nie rozumie o co ta cała afera. Poszedł
sobie zanim zdążyłem odpowiedzieć.
Ciepło.
Spotkałem harcerzy. Prowadzili ze sobą zebrę. Na sznurku. Pytali, czy nie
widziałem gdzieś w okolicy jakiejś staruszki. Czyżby uciekła? Nie mogłem pomóc.
Zastanawiam się skąd mieli sznurek?
Papuga twierdzi, że po powrocie będę
mógł wystąpić o zadośćuczynienie. Po co? Przecież już dość dla mnie uczynili.
Zatrzymałem karawanę. Prosiłem o coś do picia, ale mieli tylko wodę.
Szkoda. Chciałem jeszcze zapytać o godzinę, ale psy zaszczekały i musieli
ruszać. Może i lepiej. Czasu mam dosyć, po co mi jeszcze godzina? Do wieczora
przejechały obok mnie jeszcze cztery karawany. Sporo pogrzebów w okolicy. Może
jakaś epidemia?
Robi się coraz cieplej.
Odwiedził mnie Guziec. Z dwoma Gorylami. Oznajmił, że będzie kandydował.
Ciekawe kto na niego zagłosuje? Przecież to straszna świnia.
Mieszkańcy pobliskiej wioski przysłali do mnie oficjalną delegację. Bardzo
sympatyczni ludzie. Błyskali spiłowanymi zębami i zapraszali na wieczornego
grilla. Podobno beze mnie nie będzie zabawy. To miłe.
Słyszę już bębny. Specyficzne
brzmienie. Ciekawe skąd biorą skóry na membrany? Jak już będę u nich, na pewno
się dowiem. Grają coś z nowej płyty Edyty Górniak. No proszę, a przed wyjazdem
mówili, że to taka straszna pustynia. Kulturalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz