środa, 30 maja 2012

W pustyni i w puszczy


Czyli „Tydzień pełen przygód”,
Czyli „Ostania wycieczka z Orbisem”.


            O dajcie spokój, jak tu ciepło.
Dzień zaczął się fatalnie. Mam podbite oko i chyba złamany nos. Zbierałem daktyle. Ktoś przeciął sznurek i palma mi odbiła. Prosto w twarz. Ciekawe kto to?
            Widziałem Słonia. Wdeptywał w ziemię fortepian i krzyczał, że to niesprawiedliwe. O co mu chodzi?
            Zajrzałem na chwilę do oazy. Jak zwykle – grają na gitarach i śpiewają o tym jak to Jezus chodził po wodę. A może po wodzie? Trudno powiedzieć, bo strasznie fałszują. Pewnie dlatego miejscowi mają Jezusa za fałszywego proroka i wznoszą modły do Mahometa. W tym tygodniu wznieśli trzy. Dwie na modłę arabską i jedną na europejską. Zaczęli czwartą. Może być całkiem ładna.
            Staś Tarkowski to łobuz. Spotkaliśmy się wczoraj i zamieniliśmy parę słów. Dzisiaj się okazało, że te jego są puste w środku. Nieładnie.
            Czasami mam takie wrażenie, że te ptaki, które krążą gdzieś tam wysoko na niebie, prawie poza zasięgiem mojego wzroku, to wcale nie są Bociany. Myślę, że Hiena mnie okłamuje. I do tego śmieje się tak dziwnie.
Przed południem zapadł Lew. Jak zwykle marudził, że do nikogo nie chodził, że jest niewinny i że w ogóle nie rozumie o co ta cała afera. Poszedł sobie zanim zdążyłem odpowiedzieć.
            Ciepło.
Spotkałem harcerzy. Prowadzili ze sobą zebrę. Na sznurku. Pytali, czy nie widziałem gdzieś w okolicy jakiejś staruszki. Czyżby uciekła? Nie mogłem pomóc. Zastanawiam się skąd mieli sznurek?
            Papuga twierdzi, że po powrocie będę mógł wystąpić o zadośćuczynienie. Po co? Przecież już dość dla mnie uczynili.
Zatrzymałem karawanę. Prosiłem o coś do picia, ale mieli tylko wodę. Szkoda. Chciałem jeszcze zapytać o godzinę, ale psy zaszczekały i musieli ruszać. Może i lepiej. Czasu mam dosyć, po co mi jeszcze godzina? Do wieczora przejechały obok mnie jeszcze cztery karawany. Sporo pogrzebów w okolicy. Może jakaś epidemia?
            Robi się coraz cieplej.
Odwiedził mnie Guziec. Z dwoma Gorylami. Oznajmił, że będzie kandydował. Ciekawe kto na niego zagłosuje? Przecież to straszna świnia.
Mieszkańcy pobliskiej wioski przysłali do mnie oficjalną delegację. Bardzo sympatyczni ludzie. Błyskali spiłowanymi zębami i zapraszali na wieczornego grilla. Podobno beze mnie nie będzie zabawy. To miłe.
            Słyszę już bębny. Specyficzne brzmienie. Ciekawe skąd biorą skóry na membrany? Jak już będę u nich, na pewno się dowiem. Grają coś z nowej płyty Edyty Górniak. No proszę, a przed wyjazdem mówili, że to taka straszna pustynia. Kulturalna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz