piątek, 1 czerwca 2012

Punk Tadeusz. Epizod drugi


 "Sex and violence” – THE EXPLOITED.
Park jakich wiele. Olbrzymie drzewa, gęste krzaki, kilka porośniętych trawą starych, poniemieckich grobów. Zmierzchało. Tadeusz oparty plecami o betonowy krzyż ściągnął zębami kapsel z kolejnej butelki. Poniuchał raz i drugi.
- Świeżynka – pomyślał i mlasnął z lubością – palce lizać.
Zza zakrętu ścieżki wyłoniła się dziewczyna. Młodziutka, najwyżej szesnastoletnia. Tadeusz zerknął zaciekawiony. Krótko obcięte, czerwone, nastroszone czupurnie włosy odsłaniały kształtne, przekłute chyba taśmowo uszy, w których połyskiwały srebrzyście rzędy agrafek. Spomiędzy oczek siateczkowej koszulki wyglądały ciekawie na świat sutki nieskrępowanych stanikiem jędrnych, cudownie stromych cycuszków. Kusa, skórzana spódniczka opinała kształtne bioderka, nie zakrywając prawie wcale równie kształtnej pupci. Długie, porażająco długie, zgrabne nogi obute w ciężkie glany dopełniały obrazu.
Butelka wyśliznęła się ze spotniałej nagle dłoni Tadeusza i z trzaskiem rozbiła się o nagrobek. Nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny.
- Świeżynka – pomyślał i mlasnął z lubością – palce lizać.
Przez przesłaniającą mu z wolna oczy czerwoną mgłę dostrzegł przyczepioną na krągłości pośladka naszywkę z napisem “The Offspring”. Czar prysł.
- Punk is dead, – westchnął – pora umierać.
Dopiero teraz dostrzegł okruchy szkła i szybko wsiąkającą w ziemię winną kałużę pod stopami.
- Jasna cholera – sięgną do kieszeni po garść drobnych – Jakie to szczęście, że “Biedronka” jest tak blisko.
Tymczasem czerwonowłosa szła dalej. I coraz bardziej zagłębiała się w półmrok parkowych ścieżynek. Gałęzie drzew opuszczały się coraz niżej, gęstniały krzaki. Gęstniała również atmosfera grozy. Brakowało tylko wycia wilków.
Zamiast niego rozległ się mrożący krew w żyłach szelest ortalionu. Spoza pnia ogromnego dębu wyszło trzech odzianych w różnokolorowe dresy mężczyzn. Ten W Zielonym podszedł do dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu.
- Witaj w zakątku rozkoszy dziecino – wychrypiał i uśmiechnął się obrzydliwie. – Robiłaś to kiedyś na cmentarzu?
- Robiłam co? – spytała naiwnie, w przerażeniu szybko mrugając powiekami.
- Niewiniątko – zarechotał lubieżnie Ten W Niebieskim.
- To można zmienić – mruknął Ten W Pomarańczowym ocierając zbierającą się w kącikach ust ślinę – chodź do tatusia maleńka.
Rzucili się na dziewczynę i błyskawicznie pozbawili ją, skąpego w końcu przyodziewku.
- Rzućcie ją na tamten grób – zawołał Ten W Niebieskim gorączkowo szarpiąc tasiemkę przy portkach – i przytrzymajcie ręce.
- A nogi? – spytał Ten W Pomarańczowym.
- Nogi się nie liczą. Nogi idą na bok. Sam sobie poradzę.
I już po chwili leżała nieboga na zimnym, porośniętym mchem nagrobku - naga i drżąca, a śliczne piersi unosiły się i opadały w rytmie przyspieszonego strachem oddechu. W powietrzu pojawiła się nie wiadomo skąd silna woń sfermentowanych jabłek.
- Co tak śmierdzi? – spytał Ten W Niebieskim, który zaplątany w opuszczone do kolan spodnie pochylał się właśnie nad bezbronną ofiarą.
- To ja – odpowiedział skromnie uśmiechnięty Tadeusz pojawiając się nagle za jego plecami.
- Co za ja? Kim ty, cholera jesteś?
- Jestem tym, który stoi na straży porządku i czasami prawa. Obrońcą słabych i pokrzywdzonych. – Yabolman wiedział, że to co mówi brzmi kretyńsko.
Ale mocno wczuł się w rolę i, kurczę, podobało mu się to. Zaczerpnął więc głęboko powietrza i kontynuował – jestem bezimiennym bohaterem, walczącym samotnie ze złem.
- Znaczy, jakiś psychiczny – stwierdził Ten W Pomarańczowym, patrząc niepewnie na swoich towarzyszy.
Tadeusz przypomniał sobie oglądane we wczesnej młodości filmy:
- Jesteście chorobą, a ja jestem lekarstwem na tę chorobę. Patrzę na was, ludzkie śmieci i wiem o czym teraz myślicie. Zastanawiacie się czy to wasz szczęśliwy dzień. Czy strzeliłem pięć czy sześć razy – owładnięty gorączką oratorską nawet nie zauważył jak bardzo się zagalopował. – Dość tego męty. Proszę natychmiast przeprosić panią, ubrać i puścić wolno.
- Psychiczny, czy nie psychiczny, nikt nie będzie nam psuł zabawy. Brać szmaciarza – krzyknął Ten W Zielonym i cała trójka rzuciła się na Tadeusza.
To była chwila. Celny kopniak wyprowadzony ciężkim glanem prosto w narzędzie niedoszłego gwałtu już na wstępie wyeliminował pierwszego z oprychów. Jeszcze tylko dwa plunięcia i na placu boju pozostał jedynie jęczący płaczliwie kłębuszek i smród spalonej “Pumy”.
Wielki Igrek odwrócił się w stronę cudownie ocalonej. Leżała tak, jak pozostawili ją dresiarze. Zaczął podziwiać czubki swoich butów i dziwnie speszony wybąkał:
- Jesteś już bezpieczna. Możesz się ubrać.
Naga Wenus w oka mgnieniu przeobraziła się w nagą Furię.
- No i co? Dumny z siebie jesteś? Dumny? Po jaką cholerę się wtrącałeś?
Krzycząc zbliżała się do niego. Zaskoczony cofał się krok za krokiem. Był całkowicie zdezorientowany. Nie było to dla niego niczym nowym, ale tym razem czuł się z tym szczególnie źle. Już miał się odwrócić i najnormalniej w świecie uciec, kiedy poczuł za plecami chropowaty pień drzewa. Możliwość ucieczki przepadła. Musiał stawić czoła rozwrzeszczanej nagusce. A ta była coraz bliżej.
- Od dwóch miesięcy włóczę się jak głupia po tym zasranym parku. Ubieram się jak dziwka, prowokuję... Wiesz jak tyłek marznie w takiej miniówce?  I kiedy prawie się udało ty wpadasz i wszystko rozwalasz. Myślisz, że tak łatwo znaleźć kawał porządnego chłopa? Nie jakiegoś dyskotekowego mydłka z rozporkiem na kolanach, naszprycowanego prochami impotenta, tylko mężczyznę z krwi i kości...
Bliżej podejść nie mogła. Jej - powiedzmy - tors musnął zamek jego wyświechtanej kurtki. Przeskoczyła iskra.
- Auć! – jej wzrok dziwnie złagodniał. Co więcej, zaczął niepokojąco mętnieć – Wiesz, co? Z ciebie też niczego sobie z ciebie facet.
Drobne  dłonie spoczęły na jego pośladkach. Zaczynał się naprawdę bać. Spanikowane serce coraz silniej tłukło się w jego piersi. Zresztą, może to nie była panika.
- Wiesz – mruczała przylegając do niego całym ciałem. Bardzo, jak stwierdził, ciepłym i przyjemnym w dotyku.
- Wiesz, chyba będziesz musiał naprawić to, co tak beztrosko zepsułeś.
Co miał zrobić – naprawił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz