piątek, 1 czerwca 2012

Punk Tadeusz. Epizod pierwszy


“Dlaczego u nas nie ma bohatera” - KRYZYS
Tadeusz, siedział nad brzegiem jeziora i pił winko. Winko było proste. Tadeusz również. Dobrze im było razem. Wspominali sobie Jarocin w 1986. To znaczy, winko było oczywiście zbyt młode, by pamiętać tak odległe czasy. Szczerze mówiąc było zbyt młode, by pamiętać ubiegły czwartek. Jednakże jego cierpki smak, w którym nieznacznie tylko pobrzmiewały nuty spleśniałego soku malinowego, działał dziwnie odświeżająco na pamięć Tadeusza. A ten wprawiał się właśnie w stan, który mnisi buddyjscy określają mianem nirwany. Dziwni ci ludzie medytują latami, by osiągnąć coś, na co Tadeusz potrzebował mniej więcej godziny. I nawet nie musiał zakładać nogi za ucho.
- RAZ, DWA, TRZY... RAZ, DWA,TRZY... SŁYCHAĆ MNIE? – rozległo się nagle gdzieś w koronach drzew.
Tadeusz podskoczył. To znaczy, podskoczyłby na pewno gdyby nie promile. Owe sympatyczne, acz podstępne, małe łobuzy buszujące po całym organizmie sprawiały, że jedyną dostępną formą aktywności fizycznej było dla niego w tej chwili oddychanie. I mruganie oczami. Od czasu do czasu. Trzeba jednak przyznać, że prawie drgnął.
- CZY JA W OGÓLE DOBRZE TRAFIŁEM? GDZIE JEST TA PIEPRZONA MAPA. POPATRZMY... OLSZTYN, POTEM KAWAŁEK NA GIŻYCKO... MRĄGOWO... NO ZGADA SIĘ!
Tadeusz poczuł, że trzeźwieje. Nie było to przyjemne uczucie i dlatego unikał go jak tylko potrafił. Coś jednak powstrzymywało go przed sięgnięciem po kolejną butelkę. Cholera, słyszał głos, a nie widział osoby. Wcześniej zdarzało mu się tylko gdy rozmawiał przez telefon. Czyżby nadeszła owa słynna, przepowiadana od lat delirka. Przecież wypił tylko trzy winka!
- ZARAZ... NIESPOTYKANA FLUKTUACJA MOCY... TAAAK... TYLKO DLACZEGO JEST TAK CIEMNO?
- Bo jest noc – odezwał się, niespodziewanie nawet dla samego siebie, Tadeusz.
- NO TO CO, ŻE NOC. W TAKIM NA PRZYKŁAD LAS VEGAS... O JASNY GWINT! CZYŻBYM ROZMAWIAŁ Z “WYBRANYM”?
- Wybrali mnie kiedyś najlepiej przebranym studentem toruńskich juwenaliów. Odebrali mi tytuł, kiedy się okazało, że to moje zwyczajne ciuchy. Ale chyba nie o to ci chodziło? A propos – o co właściwie chodzi? Kim jesteś, gdzie w ogóle jesteś i czego lub kogo tutaj szukasz?
- ZANIM ODPOWIEM NA TWOJE PYTANIA, JEŻELI W OGÓLE ODPOWIEM, MUSZĘ MIEĆ PEWNOŚĆ, ŻE ROZMAWIAM Z WŁAŚCIWĄ OSOBĄ. CHYBA PODDAM CIĘ KILKU PRÓBOM...
- Jakim próbom? – wpadł mu w słowo lekko przycykany Tadeusz.
- NA POCZĄTEK SPRÓBUJ MOŻE WSTAĆ.
Tadeusz wstał, już za czwartym podejściem. Oparł się tyłkiem o pień drzewa, wsadził ręce w kieszenie ramoneski i wyzywająco spojrzał w ciemność nad głową.
- BRAWO! – trudno było oprzeć się wrażeniu, że tajemniczy Głos naśmiewa się z jego, było nie było uwieńczonych sukcesem, wysiłków – CO BY CI TU... NO NIE WIEM... MOŻE SYRENY...?
- Syreny? Takie ryby z cyckami? – ucieszył się Tadeusz. Ale zaraz spochmurniał. Cycki owszem, były w porządku. Lubił cycki. Ale nie cierpiał ryb.
- NIE, SYRENY WYDAJĄ SIĘ BANALNE. MAM! JAK SPADAĆ TO Z WYSOKIEGO KONIA. ZOBACZYMY JAK SOBIE PORADZISZ Z TYM...
Nagle zrobiło się cicho i jakby ciemniej. I tak jakoś straszno. Tadeusz miał właśnie rozejrzeć się czujnie, gdy coś tknęło. Dość silnie. W tył głowy. Upadł, trafiając twarzą w nieprzyjemnie miękką maź.
- Ale gówno – mruknął pod nosem.
I niestety miał rację. Fuj! Tego było zbyt wiele, nawet dla spokojnego anarchizującego pacyfisty. Tadeusz poczuł, że łagodnie do tej pory pulsujące w jego żyłach winko zaczyna wrzeć. Drgnął jak rażony prądem. Albo jak przy silnym ataku pijackiej czkawki. Oba te uczucia nie były mu obce, choć tego drugiego doznawał znacznie częściej. Dziwna siła wypełniła wszystkie jego członki. Ale głównie ręce i nogi. Poderwał się błyskawicznie i odwrócił z krzykiem. A potem pokrzyczał jeszcze trochę i zamilkł.
- Więc jednak delirka – stwierdził z niejaką ulgą.
To co zobaczył nie mogło być rzeczywiste. Nawet jako majak z trudem mieściło się we wcale nie małych granicach jego wyobraźni. Składało się głównie z kozy. To znaczy miało kopytka, wymiona i skołtunioną sierść. Ale z koziego zadu wyrastał długi i wijący się nieprzyjemnie wężowy ogon. A jeśli chodzi o łeb... Cóż, dziwne bydlę miało również łeb, nie inaczej. A właściwie zupełnie inaczej. Brakowało bowiem na nim przysłowiowej koziej bródki i rogów. Ich miejsce zajmowała potężna głowa Lwa.
- Ja go gdzieś widziałem, chyba w “Wiadomościach”? – pomyślał Tadeusz patrząc Lwu prosto w oczy.
Nie zdążył jednak sobie przypomnieć, bo w tym właśnie momencie poczwara zionęła ogniem. Tadeusz, nie myśląc wiele zionął również. Zaskoczony patrzył, jak dwie kule ognia spotykają się w połowie drogi i eksplodują, sypiąc dokoła iskrami.
- O rany, co to było? – przemknęło mu przez głowę.
Zanim jednak zdołał zastanowić się nad przedziwnymi właściwościami własnego oddechu, potwór ponowił atak. Tym razem jednak, stwierdziwszy widocznie, że ogniem niewiele zdziała, stanął na tylnych nogach i z ciężkich, nabrzmiałych kozich wymion wypuścił dwie silne strugi białej cieczy.
- Tylko nie to! Tylko nie mleko! – wrzasnął Tadeusz.
I niespodziewanie dla samego siebie zaatakował. Uchylił się przed zmierzającą ku jego twarzy białą śmiercią i wyskoczywszy wysoko w powietrze, wyprowadził pięknego kopniaka. Obunóż. Widział to kiedyś w jakimś filmie z Brucem Lee. W chwili gdy jego glany uderzyły w otwartą ze zdumienia Lwią paszczę, rozległo się głośne dupnięcie i bestia zniknęła. Tadeusz wylądował na plecach. Poleżał chwilę z trudem łapiąc powietrze, a potem poczołgał się do swojego plecaka. Wyciągnął winko, zębami zerwał kapsel i jednym, długim łykiem osuszył butelkę.
- NIEŹLE, NAPRAWDĘ NIEŹLE – odezwał się Głos. Nie wiadomo, czy chodziło mu o walkę, czy o konsumpcyjne umiejętności Tadeusza.
- Nieźle? – wkurzył się stary punkowiec. – Nieźle? Siedzę sobie spokojnie nad jeziorkiem, piję winko, potem słyszę głosy...
- NIE GŁOSY, TYLKO GŁOS – poprawił Głos.
- ...chwilę później walczę z jakimś cholernym zoologicznym puzzlem, a ty mi mówisz nieźle?
- NO FAKTYCZNIE, MASZ PRAWO CZUĆ SIĘ NIECO ZDEZORIENTOWANY.
- A do tego wszystkiego pluję ogniem!!!
- AKURAT TO NIE POWINNO CIĘ DZIWIĆ. PAMIĘTASZ NAPIS: “ZAWARTOŚĆ SO2 DO CZTERDZIESTU PROCENT OBJĘTOŚCI”? TO CZEGO SIĘ SPODZIEWAŁEŚ? FIOŁKÓW? OD DWUDZIESTU LAT WCHŁANIASZ MOC TANIEGO WINA, NADSZEDŁ CZAS ABYŚ TĘ MOC WYKORZYSTAŁ.
- Mam to w dupie, wiesz? – Tadeusz otworzył ostatnią butelkę. Winko zaczynało działać. Powolutku ogarniał go znajomy błogostan.
- NIE MASZ WYJŚCIA. TO MOC WYZNACZYŁA CI ROLĘ SUPERBOHATERA. JA ZAŚ MAM BYĆ TWOIM  MENTOREM I OPIEKUNEM. JESTEŚMY NA SIEBIE SKAZANI.
- Nigdy nie byłem na nic skazany...
- Ekhm.
- Kolegium się nie liczy. Zresztą, to była pomyłka. Odwal się.
- POPATRZ DOOKOŁA. – Głos zabrzmiał patetycznie - ILE ZŁA I NIEGODZIWOŚCI JEST NA ŚWIECIE. DYSPONUJĄC MOCĄ, MÓGŁBYŚ TO ZMIENIĆ. POMYŚL O TYM.
Tadeusz pomyślał. Pociągnął kilka łyków. Pomyślał jeszcze raz. Faktycznie, zawsze uważał, że świat jest wyjątkowo porąbany. Ale już dawno przestał wierzyć, że może to zmienić. Jego poglądy, szczeniackie rojenia o wolności, pokoju, równości i temu podobnych pierdołach nie wytrzymały zderzenia z twardą rzeczywistością. Teraz miał szansę zawalczyć.
I podobno miał Moc. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Czuł, że zaczyna mięknąć. Na wszelki wypadek postanowił jeszcze wyjaśnić rzecz najważniejszą.
- Dobra. Słuchaj. Mogę być tym twoim Batmanem...
- BATMANEM? – Głos tym razem sprawiał wrażenie wyraźnie rozbawionego. – CHYBA RACZEJ JABOLMANEM. ŻE TEŻ MOC MUSIAŁA WYBRAĆ WŁAŚNIE CIEBIE. CHMMM... YABOLMAN??? WIESZ, TO NAWET NIEŹLE BRZMI.
- Niech będzie. Mogę być Yabolmanem, ale tylko pod warunkiem, że nie będę musiał płacić ZUS-u.
- JAKIEGO ZUS-U?– zdziwił się Głos. – DLACZEGO MIAŁBYŚ PŁACIĆ JAKIŚ ZUS?
- Nikt nie wie dlaczego, ale wszyscy płacą – oznajmił ponuro Tadeusz.
Dokończył winko i miękko opadł na murawę. W sumie – chrzanić ZUS. Jakoś to będzie. I tak już podjął decyzję.
- No i co dalej?– spytał sennie.
- DALEJ? FAJNIE BĘDZIE. WALKA I CHWAŁA. Z CHIMERĄ SOBIE PORADZIEŁEŚ PRAWIE ŚPIEWAJĄCO. JAK NABIERZESZ TROCHĘ WPRAWY, KAŻDEMU DASZ RADĘ.
- To była chimera? Taka jak w starożytnej Grecji? Nie mogłeś wymyślić czegoś współcześniejszego? Grecja! Też coś!
- NIE ŚMIEJ SIĘ Z GREKÓW. ONI JESZCZE NIE POWIEDZIELI OSTATNIEGO SŁOWA. MOGĄ KIEDYŚ, CZY JA WIEM, ZOSTAĆ NA PRZYKŁAD MISTRZAMI EUROPY W PIŁCE NOŻNEJ. ALBO COŚ W TYM RODZAJU.
- Nie przesadzaj – Tadeusz, chociaż nie znał się za bardzo na piłce nożnej, uśmiechnął się z pobłażaniem - Aha, słuchaj, tak się zastanawiam, co to właściwie jest ta “wyjątkowa fluktuacja mocy”, o której mówiłeś na początku.
- NIE MAM POJĘCIA. ALE NIEŹLE BRZMIAŁO, NIE? DOBRA, NA RAZIE SPADAM. BYWAJ YABOLMANIE. DO USŁYSZENIA.
- Życie, kurwa, jest nowelą – szepnął Tadeusz parafrazując nieco słowa wieszcza. I urwał mu się film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz