“Dlaczego
u nas nie ma bohatera” - KRYZYS
Tadeusz,
siedział nad brzegiem jeziora i pił winko. Winko było proste. Tadeusz również.
Dobrze im było razem. Wspominali sobie Jarocin w 1986. To znaczy, winko było
oczywiście zbyt młode, by pamiętać tak odległe czasy. Szczerze mówiąc było zbyt
młode, by pamiętać ubiegły czwartek. Jednakże jego cierpki smak, w którym
nieznacznie tylko pobrzmiewały nuty spleśniałego soku malinowego, działał
dziwnie odświeżająco na pamięć Tadeusza. A ten wprawiał się właśnie w stan, który
mnisi buddyjscy określają mianem nirwany. Dziwni ci ludzie medytują latami, by
osiągnąć coś, na co Tadeusz potrzebował mniej więcej godziny. I nawet nie
musiał zakładać nogi za ucho.
- RAZ, DWA,
TRZY... RAZ, DWA,TRZY... SŁYCHAĆ MNIE? – rozległo się nagle gdzieś w koronach
drzew.
Tadeusz
podskoczył. To znaczy, podskoczyłby na pewno gdyby nie promile. Owe
sympatyczne, acz podstępne, małe łobuzy buszujące po całym organizmie
sprawiały, że jedyną dostępną formą aktywności fizycznej było dla niego w tej
chwili oddychanie. I mruganie oczami. Od czasu do czasu. Trzeba jednak
przyznać, że prawie drgnął.
- CZY JA W
OGÓLE DOBRZE TRAFIŁEM? GDZIE JEST TA PIEPRZONA MAPA. POPATRZMY... OLSZTYN,
POTEM KAWAŁEK NA GIŻYCKO... MRĄGOWO... NO ZGADA SIĘ!
Tadeusz
poczuł, że trzeźwieje. Nie było to przyjemne uczucie i dlatego unikał go jak
tylko potrafił. Coś jednak powstrzymywało go przed sięgnięciem po kolejną
butelkę. Cholera, słyszał głos, a nie widział osoby. Wcześniej zdarzało mu się
tylko gdy rozmawiał przez telefon. Czyżby nadeszła owa słynna, przepowiadana od
lat delirka. Przecież wypił tylko trzy winka!
- ZARAZ...
NIESPOTYKANA FLUKTUACJA MOCY... TAAAK... TYLKO DLACZEGO JEST TAK CIEMNO?
- Bo jest
noc – odezwał się, niespodziewanie nawet dla samego siebie, Tadeusz.
- NO TO CO,
ŻE NOC. W TAKIM NA PRZYKŁAD LAS VEGAS... O JASNY GWINT! CZYŻBYM ROZMAWIAŁ Z
“WYBRANYM”?
- Wybrali
mnie kiedyś najlepiej przebranym studentem toruńskich juwenaliów. Odebrali mi
tytuł, kiedy się okazało, że to moje zwyczajne ciuchy. Ale chyba nie o to ci
chodziło? A propos – o co właściwie chodzi? Kim jesteś, gdzie w ogóle jesteś i
czego lub kogo tutaj szukasz?
- ZANIM
ODPOWIEM NA TWOJE PYTANIA, JEŻELI W OGÓLE ODPOWIEM, MUSZĘ MIEĆ PEWNOŚĆ, ŻE
ROZMAWIAM Z WŁAŚCIWĄ OSOBĄ. CHYBA PODDAM CIĘ KILKU PRÓBOM...
- Jakim
próbom? – wpadł mu w słowo lekko przycykany Tadeusz.
- NA
POCZĄTEK SPRÓBUJ MOŻE WSTAĆ.
Tadeusz
wstał, już za czwartym podejściem. Oparł się tyłkiem o pień drzewa, wsadził
ręce w kieszenie ramoneski i wyzywająco spojrzał w ciemność nad głową.
- BRAWO! –
trudno było oprzeć się wrażeniu, że tajemniczy Głos naśmiewa się z jego, było
nie było uwieńczonych sukcesem, wysiłków – CO BY CI TU... NO NIE WIEM... MOŻE
SYRENY...?
- Syreny?
Takie ryby z cyckami? – ucieszył się Tadeusz. Ale zaraz spochmurniał. Cycki
owszem, były w porządku. Lubił cycki. Ale nie cierpiał ryb.
- NIE,
SYRENY WYDAJĄ SIĘ BANALNE. MAM! JAK SPADAĆ TO Z WYSOKIEGO KONIA. ZOBACZYMY JAK
SOBIE PORADZISZ Z TYM...
Nagle
zrobiło się cicho i jakby ciemniej. I tak jakoś straszno. Tadeusz miał właśnie
rozejrzeć się czujnie, gdy coś tknęło. Dość silnie. W tył głowy. Upadł,
trafiając twarzą w nieprzyjemnie miękką maź.
- Ale gówno
– mruknął pod nosem.
I niestety
miał rację. Fuj! Tego było zbyt wiele, nawet dla spokojnego anarchizującego
pacyfisty. Tadeusz poczuł, że łagodnie do tej pory pulsujące w jego żyłach
winko zaczyna wrzeć. Drgnął jak rażony prądem. Albo jak przy silnym ataku
pijackiej czkawki. Oba te uczucia nie były mu obce, choć tego drugiego doznawał
znacznie częściej. Dziwna siła wypełniła wszystkie jego członki. Ale głównie
ręce i nogi. Poderwał się błyskawicznie i odwrócił z krzykiem. A potem
pokrzyczał jeszcze trochę i zamilkł.
- Więc
jednak delirka – stwierdził z niejaką ulgą.
To co
zobaczył nie mogło być rzeczywiste. Nawet jako majak z trudem mieściło się we
wcale nie małych granicach jego wyobraźni. Składało się głównie z kozy. To
znaczy miało kopytka, wymiona i skołtunioną sierść. Ale z koziego zadu wyrastał
długi i wijący się nieprzyjemnie wężowy ogon. A jeśli chodzi o łeb... Cóż, dziwne
bydlę miało również łeb, nie inaczej. A właściwie zupełnie inaczej. Brakowało
bowiem na nim przysłowiowej koziej bródki i rogów. Ich miejsce zajmowała
potężna głowa Lwa.
- Ja go
gdzieś widziałem, chyba w “Wiadomościach”? – pomyślał Tadeusz patrząc Lwu prosto
w oczy.
Nie zdążył
jednak sobie przypomnieć, bo w tym właśnie momencie poczwara zionęła ogniem.
Tadeusz, nie myśląc wiele zionął również. Zaskoczony patrzył, jak dwie kule
ognia spotykają się w połowie drogi i eksplodują, sypiąc dokoła iskrami.
- O rany,
co to było? – przemknęło mu przez głowę.
Zanim
jednak zdołał zastanowić się nad przedziwnymi właściwościami własnego oddechu,
potwór ponowił atak. Tym razem jednak, stwierdziwszy widocznie, że ogniem
niewiele zdziała, stanął na tylnych nogach i z ciężkich, nabrzmiałych kozich
wymion wypuścił dwie silne strugi białej cieczy.
- Tylko nie
to! Tylko nie mleko! – wrzasnął Tadeusz.
I
niespodziewanie dla samego siebie zaatakował. Uchylił się przed zmierzającą ku
jego twarzy białą śmiercią i wyskoczywszy wysoko w powietrze, wyprowadził
pięknego kopniaka. Obunóż. Widział to kiedyś w jakimś filmie z Brucem Lee. W
chwili gdy jego glany uderzyły w otwartą ze zdumienia Lwią paszczę, rozległo
się głośne dupnięcie i bestia zniknęła. Tadeusz wylądował na plecach. Poleżał
chwilę z trudem łapiąc powietrze, a potem poczołgał się do swojego plecaka.
Wyciągnął winko, zębami zerwał kapsel i jednym, długim łykiem osuszył butelkę.
- NIEŹLE,
NAPRAWDĘ NIEŹLE – odezwał się Głos. Nie wiadomo, czy chodziło mu o walkę, czy o
konsumpcyjne umiejętności Tadeusza.
- Nieźle? –
wkurzył się stary punkowiec. – Nieźle? Siedzę sobie spokojnie nad jeziorkiem,
piję winko, potem słyszę głosy...
- NIE
GŁOSY, TYLKO GŁOS – poprawił Głos.
- ...chwilę
później walczę z jakimś cholernym zoologicznym puzzlem, a ty mi mówisz nieźle?
- NO
FAKTYCZNIE, MASZ PRAWO CZUĆ SIĘ NIECO ZDEZORIENTOWANY.
- A do tego
wszystkiego pluję ogniem!!!
- AKURAT TO
NIE POWINNO CIĘ DZIWIĆ. PAMIĘTASZ NAPIS: “ZAWARTOŚĆ SO2 DO
CZTERDZIESTU PROCENT OBJĘTOŚCI”? TO CZEGO SIĘ SPODZIEWAŁEŚ? FIOŁKÓW? OD
DWUDZIESTU LAT WCHŁANIASZ MOC TANIEGO WINA, NADSZEDŁ CZAS ABYŚ TĘ MOC
WYKORZYSTAŁ.
- Mam to w
dupie, wiesz? – Tadeusz otworzył ostatnią butelkę. Winko zaczynało działać.
Powolutku ogarniał go znajomy błogostan.
- NIE MASZ
WYJŚCIA. TO MOC WYZNACZYŁA CI ROLĘ SUPERBOHATERA. JA ZAŚ MAM BYĆ TWOIM
MENTOREM I OPIEKUNEM. JESTEŚMY NA SIEBIE SKAZANI.
- Nigdy nie
byłem na nic skazany...
- Ekhm.
- Kolegium
się nie liczy. Zresztą, to była pomyłka. Odwal się.
- POPATRZ
DOOKOŁA. – Głos zabrzmiał patetycznie - ILE ZŁA I NIEGODZIWOŚCI JEST NA
ŚWIECIE. DYSPONUJĄC MOCĄ, MÓGŁBYŚ TO ZMIENIĆ. POMYŚL O TYM.
Tadeusz
pomyślał. Pociągnął kilka łyków. Pomyślał jeszcze raz. Faktycznie, zawsze
uważał, że świat jest wyjątkowo porąbany. Ale już dawno przestał wierzyć, że
może to zmienić. Jego poglądy, szczeniackie rojenia o wolności, pokoju,
równości i temu podobnych pierdołach nie wytrzymały zderzenia z twardą
rzeczywistością. Teraz miał szansę zawalczyć.
I podobno
miał Moc. Taka okazja może się więcej nie powtórzyć. Czuł, że zaczyna mięknąć.
Na wszelki wypadek postanowił jeszcze wyjaśnić rzecz najważniejszą.
- Dobra.
Słuchaj. Mogę być tym twoim Batmanem...
- BATMANEM?
– Głos tym razem sprawiał wrażenie wyraźnie rozbawionego. – CHYBA RACZEJ
JABOLMANEM. ŻE TEŻ MOC MUSIAŁA WYBRAĆ WŁAŚNIE CIEBIE. CHMMM... YABOLMAN???
WIESZ, TO NAWET NIEŹLE BRZMI.
- Niech
będzie. Mogę być Yabolmanem, ale tylko pod warunkiem, że nie będę musiał płacić
ZUS-u.
- JAKIEGO
ZUS-U?– zdziwił się Głos. – DLACZEGO MIAŁBYŚ PŁACIĆ JAKIŚ ZUS?
- Nikt nie wie
dlaczego, ale wszyscy płacą – oznajmił ponuro Tadeusz.
Dokończył
winko i miękko opadł na murawę. W sumie – chrzanić ZUS. Jakoś to będzie. I tak
już podjął decyzję.
- No i co
dalej?– spytał sennie.
- DALEJ?
FAJNIE BĘDZIE. WALKA I CHWAŁA. Z CHIMERĄ SOBIE PORADZIEŁEŚ PRAWIE ŚPIEWAJĄCO.
JAK NABIERZESZ TROCHĘ WPRAWY, KAŻDEMU DASZ RADĘ.
- To była
chimera? Taka jak w starożytnej Grecji? Nie mogłeś wymyślić czegoś
współcześniejszego? Grecja! Też coś!
- NIE ŚMIEJ
SIĘ Z GREKÓW. ONI JESZCZE NIE POWIEDZIELI OSTATNIEGO SŁOWA. MOGĄ KIEDYŚ, CZY JA
WIEM, ZOSTAĆ NA PRZYKŁAD MISTRZAMI EUROPY W PIŁCE NOŻNEJ. ALBO COŚ W TYM
RODZAJU.
- Nie
przesadzaj – Tadeusz, chociaż nie znał się za bardzo na piłce nożnej,
uśmiechnął się z pobłażaniem - Aha, słuchaj, tak się zastanawiam, co to
właściwie jest ta “wyjątkowa fluktuacja mocy”, o której mówiłeś na początku.
- NIE MAM
POJĘCIA. ALE NIEŹLE BRZMIAŁO, NIE? DOBRA, NA RAZIE SPADAM. BYWAJ YABOLMANIE. DO
USŁYSZENIA.
- Życie,
kurwa, jest nowelą – szepnął Tadeusz parafrazując nieco słowa wieszcza. I urwał
mu się film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz