“Nowoczesny
człowiek z komputerem w głowie” – DEZERTER
Tadeusz był
zły.
- Jestem zły –
oświadczył Beerwoman szarpiąc ją lekko za ramię.
- Ależ skąd Jabolku –
wymruczała nie otwierając oczu – jesteś cudowny. Było wspaniale.
No tak, faktycznie...
Yabolman sięgnął po stojącą przy łóżku (na wszelki wypadek) butelkę. Upił kilka
łyków, a potem zawinął się w kołdrę i zadowolony zasnął.
***
Yabolman był przy
śniadaniu dziwnie małomówny. Popijał “Łzy Sołtysa” i mamrotał coś niewyraźnie
pod nosem. Wreszcie nie wytrzymał:
- Wiesz Marysiu, wkurza
mnie ten Batman.
Beerwoman znała
Tadeusza dość długo. Naprawdę trudno było ją zaskoczyć. Ale nawet ona była
troszkę zdziwiona tym niecodziennym stwierdzeniem. Zmarszczyła lekko śliczne
czoło próbując odgadnąć jakimi pokręconymi torami wędrują tym razem myśli jej
ulubionego super-bohatera. Nic nie mówiła. Skręcała spokojnie porannego jointa
i czekała na rozwój wypadków. Wiedziała z doświadczenia, że nie będzie musiała
czekać długo. I rzeczywiście.
- Bo wiesz, mieszka w
pałacu, kasy ma jak lodu, to go stać na różne takie bajeranckie gadżety.
Samoloty jakieś, albo samochody. Nie zrozum mnie źle. Podoba mi się nasze
mieszkanko. Dwa pokoje to i tak od cholery sprzątania. Samochód też mi
niepotrzebny. Po pierwsze – nie mam prawa jazdy. Po drugie – gdzie ja bym nim
jeździł? Do Mikołajek? Zresztą, jak trzeba to zawsze mogę sobie polecieć. W
końcu umiem latać, no nie.
- To o co ci właściwie
chodzi Jabolku?
- O “Jaskinię
Nietoperzy”!!! Ja też chcę taką!!!
Bajeczne piersi
Beerwoman uniosły się i opadły w cichym westchnieniu. Guziczki przyciasnej
koszulki nie wytrzymały napięcia. Ze świstem przeleciały koło uszu Yabolmana i
wbiły się w ścianę kuchni. Sama zaś koszulka rozchyliła się ukazując to
wszystko, czego Marysia i tak nigdy przesadnie nie ukrywała. Pozbawiony nagle
dopływu krwi mózg Tadeusza przestał funkcjonować i bohater, przełknąwszy z
trudem ślinę, musiał zdać się na instynkt. Z powodzeniem zresztą.
Ale cień nietoperza
ciągle unosił się nad Yabolmanem.
***
Przez kilka następnych
tygodni Tadeusz marudził. Beerwoman nie zwracała na to uwagi. Dopiero kiedy
wspomniał o “konieczności ochrony swojego incognito” i “bezpiecznej przystani
dla bohaterskiego alter ego”, zaczęła się martwić. Yabolman zawsze był sobą.
Nigdy nikogo nie udawał. Jego osobowości z trudem wystarczało na “ego”. O
żadnym “alter ego” nie mogło być mowy. Jakie “incognito”? Skąd on w ogóle zna
takie słowa? Sytuacja stanowczo dojrzała do podjęcia jakiś działań.
- Masz przecież “Kwaśną
Dziurę” Jabolku – rzuciła mimochodem, kiedy po raz kolejny rozwodził się nad
potrzebą posiadania “zamaskowanej twierdzy”.
Tadeusz zakrztusił się
winem.
- “Kwaśna Dziura”?
Przecież to zwykła ziemianka! Tam nic nie ma. Tylko klepisko i gołe ściany. I
pełno korzeni, i różnych takich...
- No, to masz chyba
sporo do zrobienia.
***
To były pracowite dni.
Yabolman spędzał większość czasu w “Dziurze”. Spod ziemi dochodziły odgłosy
piłowania, przybijania, wiercenia oraz charakterystyczne bulgotanie. I liczne
niewybredne przekleństwa. Beerwoman przygotowywała kanapki i opatrunki.
Bandażowała poobijane młotkiem palce i dezynfekowała pokaleczone stopy (ile
razy można nadepnąć na tę samą deskę z gwoździem?). Zszyła nawet paskudną ranę
na plecach (jak on to zrobił?). Aż wreszcie, któregoś sobotniego wieczora,
Tadeusz wleciał przez okno do sypialni, miękko wylądował w fotelu i radośnie
oświadczył:
- Gotowe!
- Świetnie – ucieszyła
się Marysia. Resztką wody utlenionej zmyła mu krew z twarzy i ostatnim plastrem
zakleiła rozcięty łuk brwiowy. – Jutro urządzimy uroczyste otwarcie.
***
Yabolman od pięciu
minut próbował przeciąć wstęgę. Pocił się, stękał i mamrotał coś pod nosem, aż
wreszcie zniechęcony odrzucił nożyczki i plunął ogniem.
- Zapraszam do środka –
wysapał i pierwszy zniknął pod ziemią. Beerwoman, z pewnym wahaniem, podążyła
za nim. Było lepiej niż się spodziewała.
- Nawet prąd
doprowadziłeś? Skąd?
Tadeusz zaczerwienił
się lekko.
- A był tutaj
niedaleko. Wystarczyło pociągnąć przewód.
- Aha – Marysia
postanowiła na wszelki wypadek zmienić temat.
- Jakie śliczne płytki
chodnikowe. Takie same jak te, które ostatnio położyli przed sąsiednim blokiem.
- No tak –
Tadeusz czerwieniał coraz bardziej – takie same. No.
- A ta boazeria? To
dąb? Ten facet z trzeciego piętra ma podobną na balkonie. Wiesz który? Zawsze
się dziwiłeś po co mu boazeria na balkonie.
- Właśnie, po co?
Yabolman nie czuł się
zbyt pewnie. Wiedział, że nie wszystko było tak, jak być powinno. Pewne
zastosowane przez niego rozwiązania konstrukcyjne naraziły na drobne niewygody
kilka osób. Ale najważniejszy był Plan. Tak, tak... Yabolman miał Plan.
Niewiarygodnie chytry, iście diabelski, przewrotny i przebiegły. Kurczę, ależ
to był Plan! I właśnie był o krok, malutki kroczek od pełnej realizacji.
Beerwoman tymczasem
kontynuowała zwiedzanie “Kwaśnej Dziury”. Sprawdziła miękkość stojącego w kącie
łóżka i zajrzała do lodówki. Tadeusz wstrzymał oddech. Za chwilę wszystko się
rozstrzygnie.
- Jabolku, a do czego
jest ta wnęka w ścianie?
- Tutaj wstawię
komputer.
- Ale ty nie masz komputera.
- Wezmę ten z pawlacza
w przedpokoju. W sypialni nie mógł stać, bo się kurzył. Tutaj będzie jak
znalazł.
- Przecież to stary
rupieć!
- Na razie musi
wystarczyć. Czasy, w których żyjemy, stawiają nam pewne wymagania.
Super-bohater musi korzystać ze zdobyczy cywilizacji.
- Dobrze już, dobrze.
Możesz go tu wstawić, jeśli uważasz, że będzie przydatny...
- Niezbędny Marysiu!
Niezbędny!
***
Yabolman przetarł
załzawione oczy. Od kilku dni praktycznie nie wychodził z “Dziury”. Walczył jak
lew, jak stado lwów, ale i tak przegrywał raz za razem.
- Cholera, nie
wiedziałem, że to będzie takie trudne.
Łyknął wina i popatrzył
na znikający powoli z ekranu napis: “TETRIS. GAME OVER”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz