piątek, 1 czerwca 2012

Punk Tadeusz. Epizod piętnasty


 “Nowoczesny człowiek z komputerem w głowie” – DEZERTER
 Tadeusz był zły. 
- Jestem zły – oświadczył Beerwoman szarpiąc ją lekko za ramię.
- Ależ skąd Jabolku – wymruczała nie otwierając oczu – jesteś cudowny. Było wspaniale.
No tak, faktycznie... Yabolman sięgnął po stojącą przy łóżku (na wszelki wypadek) butelkę. Upił kilka łyków, a potem zawinął się w kołdrę i zadowolony zasnął.
***
Yabolman był przy śniadaniu dziwnie małomówny. Popijał “Łzy Sołtysa” i mamrotał coś niewyraźnie pod nosem. Wreszcie nie wytrzymał:
- Wiesz Marysiu, wkurza mnie ten Batman.
Beerwoman znała Tadeusza dość długo. Naprawdę trudno było ją zaskoczyć. Ale nawet ona była troszkę zdziwiona tym niecodziennym stwierdzeniem. Zmarszczyła lekko śliczne czoło próbując odgadnąć jakimi pokręconymi torami wędrują tym razem myśli jej ulubionego super-bohatera. Nic nie mówiła. Skręcała spokojnie porannego jointa i czekała na rozwój wypadków. Wiedziała z doświadczenia, że nie będzie musiała czekać długo. I rzeczywiście.
- Bo wiesz, mieszka w pałacu, kasy ma jak lodu, to go stać na różne takie bajeranckie gadżety. Samoloty jakieś, albo samochody. Nie zrozum mnie źle. Podoba mi się nasze mieszkanko. Dwa pokoje to i tak od cholery sprzątania. Samochód też mi niepotrzebny. Po pierwsze – nie mam prawa jazdy. Po drugie – gdzie ja bym nim jeździł? Do Mikołajek? Zresztą, jak trzeba to zawsze mogę sobie polecieć. W końcu umiem latać, no nie.
- To o co ci właściwie chodzi Jabolku?
- O “Jaskinię Nietoperzy”!!! Ja też chcę taką!!!
Bajeczne piersi Beerwoman uniosły się i opadły w cichym westchnieniu. Guziczki przyciasnej koszulki nie wytrzymały napięcia. Ze świstem przeleciały koło uszu Yabolmana i wbiły się w ścianę kuchni. Sama zaś koszulka rozchyliła się ukazując to wszystko, czego Marysia i tak nigdy przesadnie nie ukrywała. Pozbawiony nagle dopływu krwi mózg Tadeusza przestał funkcjonować i bohater, przełknąwszy z trudem ślinę, musiał zdać się na instynkt. Z powodzeniem zresztą.
Ale cień nietoperza ciągle unosił się nad Yabolmanem.
***
Przez kilka następnych tygodni Tadeusz marudził. Beerwoman nie zwracała na to uwagi. Dopiero kiedy wspomniał o “konieczności ochrony swojego incognito” i “bezpiecznej przystani dla bohaterskiego alter ego”, zaczęła się martwić. Yabolman zawsze był sobą. Nigdy nikogo nie udawał. Jego osobowości z trudem wystarczało na “ego”. O żadnym “alter ego” nie mogło być mowy. Jakie “incognito”? Skąd on w ogóle zna takie słowa? Sytuacja stanowczo dojrzała do podjęcia jakiś działań.
- Masz przecież “Kwaśną Dziurę” Jabolku – rzuciła mimochodem, kiedy po raz kolejny rozwodził się nad potrzebą posiadania “zamaskowanej twierdzy”.
Tadeusz zakrztusił się winem.
- “Kwaśna Dziura”? Przecież to zwykła ziemianka! Tam nic nie ma. Tylko klepisko i gołe ściany. I pełno korzeni, i różnych takich...
- No, to masz chyba sporo do zrobienia.
***
To były pracowite dni. Yabolman spędzał większość czasu w “Dziurze”. Spod ziemi dochodziły odgłosy piłowania, przybijania, wiercenia oraz charakterystyczne bulgotanie. I liczne niewybredne przekleństwa. Beerwoman przygotowywała kanapki i opatrunki. Bandażowała poobijane młotkiem palce i dezynfekowała pokaleczone stopy (ile razy można nadepnąć na tę samą deskę z gwoździem?). Zszyła nawet paskudną ranę na plecach (jak on to zrobił?). Aż wreszcie, któregoś sobotniego wieczora, Tadeusz wleciał przez okno do sypialni, miękko wylądował w fotelu i radośnie oświadczył:
- Gotowe!
- Świetnie – ucieszyła się Marysia. Resztką wody utlenionej zmyła mu krew z twarzy i ostatnim plastrem zakleiła rozcięty łuk brwiowy. – Jutro urządzimy uroczyste otwarcie.
***
Yabolman od pięciu minut próbował przeciąć wstęgę. Pocił się, stękał i mamrotał coś pod nosem, aż wreszcie zniechęcony odrzucił nożyczki i  plunął ogniem.
- Zapraszam do środka – wysapał i pierwszy zniknął pod ziemią. Beerwoman, z pewnym wahaniem, podążyła za nim. Było lepiej niż się spodziewała.
- Nawet prąd doprowadziłeś? Skąd?
Tadeusz zaczerwienił się lekko.
- A był tutaj niedaleko. Wystarczyło pociągnąć przewód.
- Aha – Marysia postanowiła na wszelki wypadek zmienić temat.
- Jakie śliczne płytki chodnikowe. Takie same jak te, które ostatnio położyli przed sąsiednim blokiem.
- No tak – Tadeusz  czerwieniał coraz bardziej – takie same. No.
- A ta boazeria? To dąb? Ten facet z trzeciego piętra ma podobną na balkonie. Wiesz który? Zawsze się dziwiłeś po co mu boazeria na balkonie.
- Właśnie, po co?
Yabolman nie czuł się zbyt pewnie. Wiedział, że nie wszystko było tak, jak być powinno. Pewne zastosowane przez niego rozwiązania konstrukcyjne naraziły na drobne niewygody kilka osób. Ale najważniejszy był Plan. Tak, tak... Yabolman miał Plan. Niewiarygodnie chytry, iście diabelski, przewrotny i przebiegły. Kurczę, ależ to był Plan! I właśnie był o krok, malutki kroczek od pełnej realizacji.
Beerwoman tymczasem kontynuowała zwiedzanie “Kwaśnej Dziury”. Sprawdziła miękkość stojącego w kącie łóżka i zajrzała do lodówki. Tadeusz wstrzymał oddech. Za chwilę wszystko się rozstrzygnie.
- Jabolku, a do czego jest ta wnęka w ścianie?
- Tutaj wstawię komputer.
- Ale ty nie masz komputera.
- Wezmę ten z pawlacza w przedpokoju. W sypialni nie mógł stać, bo się kurzył. Tutaj będzie jak znalazł.
- Przecież to stary rupieć!
- Na razie musi wystarczyć. Czasy, w których żyjemy, stawiają nam pewne wymagania. Super-bohater musi korzystać ze zdobyczy cywilizacji.
- Dobrze już, dobrze. Możesz go tu wstawić, jeśli uważasz, że będzie przydatny...
- Niezbędny Marysiu! Niezbędny!
***
Yabolman przetarł załzawione oczy. Od kilku dni praktycznie nie wychodził z “Dziury”. Walczył jak lew, jak stado lwów, ale i tak przegrywał raz za razem.
- Cholera, nie wiedziałem, że to będzie takie trudne.
Łyknął wina i popatrzył na znikający powoli z ekranu napis: “TETRIS. GAME OVER”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz