“Idzie wariat ulicą, wytykany palcami” – REJESTRACJA
Jeśli człowiek o silnej osobowości ulegnie poszeptom złych mocy, może
być z tego niezły syf. Choć niekoniecznie, Ale jeżeli tym podszeptom ulegnie
ktoś osobowości pozbawiony, świat ma na pewno przesrane.
Ludzie nigdy nie przechodzili obok Darka obojętnie. Kopali go i bili po
głowie różnymi tępymi przedmiotami. “Paszoł won, debilu” – wołali z daleka i
jeśli akurat nie chciało im się podchodzić bliżej, rzucali kamieniami.
Nie to, żeby byli specjalnie okrutni. Byli raczej, można by powiedzieć,
niewolnikami odwiecznej tradycji, która tak właśnie nakazywała traktować
wioskowego idiotę. A przecież w każdej chałupie zawsze znalazły się jakieś
resztki dla przygłupa. I nie do końca znoszone portki, żeby nie świecił gołym
tyłkiem między opłotkami. A jeśli zima była szczególnie mroźna, ktoś zawsze
pozwolił mu się przespać w stajni lub w chlewiku.
Czegóż chcieć więcej.
Darek jednakże nie był zadowolony ze swojego losu. Dzięki mieszkańcom
rodzinnej wioski wyrósł na silnego i zahartowanego młodzieńca. Często, choć nie
do końca dobrowolnie, kąpał się w przeręblach i nawet nie kichnął. Potrafił
gołymi rękami pokonać trzy groźne pitbulle, którymi poszczuła go rozbrykana
dziatwa. A kiedy zagniewany właściciel uduszonych piesków rzucił w niego
pięciokilowym młotkiem, potrząsnął tylko zakrwawioną głową i śmiejąc się
kretyńsko uciekł do pobliskiej dąbrowy. Nigdy nie podziękował Debil swoim
dobrodziejom za krzepę i odporność. Przeciwnie. Uciekł pewnej listopadowej
nocy, podpalając na odchodnym kilka stodół. Błąkał się potem przez kilka lat po
kraju, aż dotarł do Mrągowa.
Tutaj zatrzymał się na dłużej.
Głównie dlatego, iż racząc się przemycanym z Rosji spirytusem stracił
wzrok i nie bardzo mógł wędrować dalej. Zresztą, tutaj miał wszystko czego
potrzebował. Tani, choć rzeczywiście dający pewne niepożądane efekty uboczne
alkohol oraz tyle bezpańskich psów i kotów ile tylko mógł pomieścić przeżarty
owym alkoholem żołądek. I było mu dobrze.
Darek-Debil i owszem, był kretynem, ale był kretynem szczęśliwym. Aż do
dnia, w którym po raz pierwszy usłyszał Szept. Siedział wtedy nad jeziorem
obżarty jakimś nieostrożnym kundelkiem i śpiewał któryś ze starych przebojów
Steviego Wondera. “I just call
to say i love you” zdaje się.
- Witaj Darku – rozległo się nagle tuż przy jego uchu.
- No cześć – odpowiedział beztrosko. Od kilku tygodni był bowiem
ogarnięty ową przedziwną beztroską właściwą ludziom, którym zwisa martwym
nietoperzem to, że kolejna Sejmowa Komisja Śledcza bezskutecznie próbuje pogrążyć
urzędującego prezydenta.
- Nie dziwi cię fakt, że słyszysz Szept, a nie widzisz szepczącej
osoby? – zapytał Szept, który najwyraźniej niedokładnie przygotował się do
tej rozmowy.
- Ja w ogóle niewiele widzę – wyjaśnił Darek.
- Szczerze mówiąc, nie widzę niczego – dodał wesolutko, jak gdyby nic nie
znaczył dla niego fakt, że opozycja odmawia votum zaufania kolejnemu lewicowemu
premierowi. A może, podobnie jak większość przypadkowego społeczeństwa, miał to
po prostu w dupie.
- Znaczy, że co? Ślepy jesteś? – zdziwił się Szept.
- Jak kret – Debil oblizał się na wspomnienie wczorajszego podwieczorku.
- I jestem debilem – dopełnił prezentacji.
- Cholera, niedobrze! – Szept chyba się wkurzył. – Co oni sobie myślą w tej Centrali. Jak ja
mam pracować w takich warunkach? GŁOS werbuje coraz to nowych super-bohaterów,
a mnie przysyłają do jakiegoś ślepego kretyna. Miały być równe szanse! Miała
być delikatna równowaga między dobrem i złem! Szale Kosmicznej Wagi miały się
przechylać raz w jedną, raz w drugą stronę! I co?
- I gówno? – podpowiedział Darek.
- Tak jest – zgodził się Szept. Zapadła niezręczna cisza.
- No dobra – Szept wziął się w garść. Albo zrobił coś, co w
przypadku Szeptu jest odpowiednikiem tej niełatwej czynności. – Jesteś jaki
jesteś. Nic na to nie poradzimy. Robota czeka. Trzeba zrobić z ciebie
superzłoczyńcę.
***
- Wiesz Jabolku – Marysia czule gładziła złożonego na jej kolanach
przerzedzonego irokeza - Śmiałek znowu zaatakował.
- Tak? – senny Tadeusz wyraził umiarkowane zainteresowanie.
- Tak. Dziś w nocy. Dopadł w parku jakąś licealistkę.
- I co? – trzeba było czegoś więcej niż napadnięta licealistka żeby
poruszyć zapadającego właśnie w słodką drzemkę Yabolmana.
- Jak to: co? – klepnęła go pieszczotliwie po policzku. – Musisz z tym
coś zrobić!
- Ja? – zdziwiony Tadeusz usiadł i wypluł dolną dwójkę. Pieszczoty
Beerwoman były równie silne jak jej uczucie. – Dlaczego ja?
- Jak to: dlaczego ty? – zwinnie uchylił się przed kolejnym czułym
klapsikiem.
Od czasu kiedy został super-bohaterem wybite zęby odrastały jak mleczaki.
Było to bardzo praktyczne, ale zawsze trwało dwa, trzy tygodnie. A że Marysia
była osobą bardzo uczuciową, zdarzało mu się po kilka dni z rzędu jadać tylko
zupy. Na szczęście wino nie wymagało gryzienia.
- Jak to: dlaczego ty? – powtórzyła i rozkosznie zmarszczyła swój śliczny
nosek. – Jesteś przecież bohaterem i obrońcą!
- Niby jestem, ale przecież nie mogę...
- Ależ możesz! – powiedziała Beerwoman z mocą. Tadeusz westchnął i zaczął
wciągać glany.
- Powiedz mi jeszcze raz, o co chodzi z tym całym Śmiałkiem. – poprosił
wiążąc sznurowadła.
- Czai się w ustronnych miejscach, napada na samotne kobiety i... no,
wiesz.
- Gwałci?
- Nie. Zrywa z nich ubranie i strasznie je miętosi.
- To ubranie?
- Te kobiety! A potem śmieje się głupkowato i ucieka. Nazywają go
Śmiałkiem właśnie dlatego, że śmiał się po każdym napadzie.
- Miętosi? Może to jakiś szurnięty masażysta?
- Może. Ale zostawia mnóstwo siniaków. Dziewczyny nie mogą się potem
pokazać na plaży.
- No tak, to rzeczywiście problem – Tadeusz próbował ironizować.
- Nie ironizuj – zgasiła go Marysia. – To naprawdę problem. Jest środek
pięknego lata.
- Faktycznie – wyciągnął z lodówki doskonale schłodzone “Łzy Sołtysa”.
Chciał ściągnąć zębami kapsel, ale skrzywił się tylko i sięgnął po otwieracz. –
Widok plaży zasłanej posiniaczonymi panienkami mógłby obniżyć walory
turystyczne naszej pięknej miejscowości.
- No właśnie! Dlatego musisz z tym coś zrobić!
Yabolman z głośnym bulgotaniem opróżnił butelkę.
- Dobra! Ale wiesz, będę chyba potrzebował przynęty.
***
Yabolman i Beerwoman przygotowywali się do akcji. On opróżniał kolejne
wino, ona zastanawiała się czy rozpiąć jeszcze jeden guziczek by imponujący
dekolt wyglądał bardziej kusząco. Tadeusz stwierdził, że jeśli to zrobi, nie
będzie czekał na Śmiałka, tylko sam zedrze z niej ubranie. I bynajmniej nie
ucieknie potem ze śmiechem. Przekomarzali się przez chwilę, kulając się po
trawie, nieświadomi, że z pobliskich zarośli obserwują ich czyjeś czujne oczy.
Piękne orzechowe oczy, w których tak wiele było pomieszanej ze strachem
ciekawości. Oczy Elektrody. Właściwie miała na imię Hania. Jednakże od czasu
kiedy przypadkiem złapała niezabezpieczony przewód wysokiego napięcia, ludzie
nazywali ją Elektrodą. “Prąd ją kopnął i taka już została. Kopnięta.” – mówili.
Faktycznie. Nie była może przesadnie bystra. Ale o mieście i jego mieszkańcach
wiedziała wszystko.
Całymi dniami błąkała się po ulicach Mrągowa. Patrzyła, słuchała i
zapamiętywała. Słyszała rozmowę Darka-Debila z Szeptem. Widziała jak napada na
samotne kobiety. I wiedziała dlaczego ucieka. Wielki, nieśmiały dzieciak.
Podobał się jej. Miała nawet pewien plan. Pierwszy raz w życiu. Najprawdziwszy
plan działania. I zamierzała go zrealizować. Wykorzystując do tego Yabolmana i
Beerwoman, którzy zaprzestawszy pieszczot, postanowili jednak wziąć się do
roboty.
Tadeusz, lżejszy o górną siódemkę, wzbił się w powietrze. Marysia zaś,
kołysząc wdzięcznie biodrami, ruszyła na parkowe alejki. Była rewelacyjną
przynętą. Zbyt dobrą nawet. Yabolman dotkliwie poturbował czterech facetów i
jedną kobietę (nie do końca zdającą sobie wcześniej sprawę ze swych lesbijskich
ciągot), którzy przypadkowo znalazłszy na drodze Beerwoman, rzucali się na nią
z dzikim chichotem i w pośpiechu próbowali pozbawić odzieży.
- Dość tego – stwierdził wreszcie Wielki Igrek, kiedy biedna lesbijka,
podziękowawszy za wskazanie nowej drogi życiowej, utykając lekko pobiegła w
stronę miasta, mrucząc pod nosem coś na temat bajecznie zbudowanej sąsiadki. -
W ten sposób na pewno nie znajdziemy tego cholernego Śmiałka.
Sięgnął do wysłużonego plecaczka po wino. Jednym długim łykiem opróżnił
butelkę.
- Masz rację – Marysia agrafkami spinała porwaną bluzeczkę. Tadeusz
musiał użyć solidnego kija, żeby oderwać od niej ostatnią napastniczkę.
Naprawdę, najgorsi są neofici. Szczególnie erotyczni. – Ale co dalej?
- Nic. Wracamy do domu. A od jutra systematyczne patrole, obserwacja z
powietrza... W końcu na niego trafię. Teraz nic nie wymyślę. Zresztą, pęcherz
uciska mi mózg. Przepraszam na chwilę – uśmiechnął się z zakłopotaniem i
zniknął w krzakach.
Kiedy wrócił po dłuższej chwili, widok który zastał zmroził mu na chwilę
wino w żyłach. Naga Beerwoman leżała na trawie, a jakiś ubrany w obcisłe
czerwone wdzianko mężczyzna błądził wielkimi łapami po jej ciele, bezbłędnie
trafiając na co ciekawsze fragmenty.
- Mam cię draniu – wrzasnął Yabolman i rzucił się na pomoc ukochanej
kobiecie.
Ktoś jednak podstawił mu nogę i jak długi wyciągnął się na ziemi. Drobna,
dziewczęca postać przeskoczyła na leżącym bohaterem i kilkoma susami dopadła do
wytrzeszczającego na wszystkie strony niewidzące oczy Darka-Debila. Zarzuciła
mu na głowę śnieżnobiałą prawdopodobnie przed laty chustkę i rozdzierającym
głosem zawołała:
- Mój ci on! Mój!
A że naprawdę wielka jest siła tradycji, nikt nie mógł niczego
zrobić. W sumie, najważniejsze, że zakończyły się napady w mrągowskich parkach.
Yabolman i Beerwoman wrócili do domu, gdzie ona znowu pozbawiła go kilku zębów,
okazując jak bardzo docenia jego odwagę i poświęcenie.
Darek-Debil i Elektroda zamieszkali w opuszczonej leśniczówce. I pewnie
żyliby długo i szczęśliwie. Niestety. Śmiałek kilka lat później startował w
wyborach parlamentarnych. Najpierw został posłem, a później, już jako minister
sprawiedliwości (któż lepiej nadawał się na to stanowisko niż ślepy jak sama
Temida przygłup), zaplątał się w brzydką aferę korupcyjną. Prokuratura
postanowiła mu nawet jakieś zarzuty, ale sprawa nigdy nie została do końca
wyjaśniona.
A Szept? Trudno powiedzieć, ale obawiam się, że nie wyszeptał jeszcze
ostatniego słowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz