Siedziałem
przy komputerze i wpatrywałem się tępo w ścianę za monitorem. Od czasu
kiedy postanowiłem zostać pisarzem, nie patrzę inaczej. Czekam na wenę.
Twórczą. Palę papierosa za papierosem, piję kawę za kawą, gadam do
siebie... Nieźle jest. Czuję, że niedługo coś wydam. Gdybym tylko miał
pomysł. Nie musi być od razu na powieść. Na początek wystarczy
opowiadanie. Może być króciutkie. Jestem gotowy! Muzo, przybywaj!
- Kopsnij szluga człowieku.
No
tak, słyszę głosy. Odbiło mi. Oszalałem. Pisać mi się zachciało. Trzeba
było słuchać ojca. Iść na studia. Skończyć prawo albo medycynę. I kosić
kapuchę. A tak co? W kaftan i do kliniki. Ciekawe czy ZUS za to
zapłaci?
- Nie udawaj, że nie słyszałeś. Daj zajarać.
Natarczywy
ten omam. Obróciłem się razem z krzesłem. Na moim tapczanie siedział
jakiś facet. Solidnie zbudowany, ubrany na czarno, siedział i czyścił
buty moim kotem.
- Muza? – spytałem na wszelki wypadek.
- Ocipiałeś? Jaka muza? – popatrzył na mnie z politowaniem. – Struś jestem. Twój anioł.
Mój anioł. Struś.
- Stróż chyba...
- Tylko nie stróż. Od cieciowania to są inni. A ja jestem anioł. Opiekun. Struś to imię.
- Dziwne trochę jak na anioła.
- Nie każdy może się nazywać Gabriel. Zresztą, co ty wiesz o aniołach.
- Wiem, że skrzydła mają na przykład. A ty tak jakoś nie bardzo raczej.
- Z gołąbkiem pokoju ci się popieprzyło. Co ja jestem, drób jakiś?
- Ale jak nie masz skrzydeł to jak latasz? Strusiu? He, he, he...
Chyba się wkurzył. Wstał i wyrzucił kota przez okno.
- Co robisz?!
- Spoko! I tak spadnie na cztery łapy. A ty, jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o aniołach, daj wreszcie tego papierosa.
Przypalił,
sztachnął się porządnie, pokaszlał chwilę i zaległ na tapczanie. Z
nogami na mojej poduszce! Anioł! Niech mu będzie. Ostatnio sporo
czytałem o aniołach. Prawie wszyscy o nich piszą. Nie wiem, sezon pewnie
jakiś jest. Na truskawki też niedawno był. Wszędzie truskawki. Ciasta,
kompoty, pierogi, dżemy – koszmar. Ale minęło. Z aniołami pewnie też tak
będzie. Ale póki co jest szansa dowiedzieć się kilku rzeczy. Bo nie
wszystko było tak, jak to opisywali goście od fantastyki.
- Słuchaj, a czy ty przypadkiem nie powinieneś siedzieć w kącie na szafie?
Struś westchnął.
- Powiedz mi, ile wysokości ma twój pokój. Tak mniej więcej.
- Tak mniej więcej, to chyba dwa i pół metra.
- A szafa?
- Co szafa? – nie zrozumiałem. W ogóle nie kojarzyłem o co mu biega.
- Szafa ma ze dwa metry, tak?
- No tak, ale...
- Zaraz, chwileczkę – znowu wstał z tapczanu.
- Popatrz na mnie – zażądał.
Popatrzyłem.
- Ile, twoim zdaniem, mam wzrostu?
- Ja wiem? Z metr osiemdziesiąt. Ale mogę się mylić – zastrzegłem na wszelki wypadek.
- Możesz. Sto siedemdziesiąt osiem centymetrów.
- No i...?
- No i weź mnie teraz, i posadź na tej twojej szafie!
Struś
popatrzył na mnie z triumfem i ponownie uwalił się na tapczanie. A mnie
zrobiło się głupio, jakbym to ja napisał ten kawałek o aniele na
szafie. Odczułem gwałtowną potrzebę zmiany tematu.
- Więc jesteś moim opiekunem?
- Ano jestem.
- Ale tak konkretniej to co? Pilnujesz, żebym nie popełniał błędów, nie wszedł na drogę grzechu...
- No coś ty? Pogięło cię? Co mnie to obchodzi? Ja tylko patrzę i robię notatki.
-
Tylko patrzysz? – chyba byłem troszkę rozczarowany. Zdecydowanie lepiej
bym się czuł ze świadomością, że przynajmniej część moich życiowych
błędów to wynik czyjegoś niedopatrzenia.
- Właśnie. Patrzę i notuję.
- I tak od dnia moich narodzin?
- Nie. Od ubiegłego tygodnia.
- Jak to? A wcześniej?
-
Wcześniej miał cię Krzywy. Ale dałem się namówić na tego przeklętego
pokera. Lubię czasem zagrać. No i przegrałem cię. W karty.
- Chyba wygrałeś?
-
Stary, zanim trafiłem do ciebie opiekowałem się wschodzącą gwiazdą
filmów porno. Słodkie dziecko. Dziewiętnaście lat, blondyneczka...
Zapisywałem dwanaście zeszytów dziennie. Osiemdziesięciokartkowych.
Maczkiem. Zresztą, co ja ci będę opowiadał. Wyczuwasz chyba różnicę?
Wyczuwałem.
- To była gra! Szedłem na pewniaka. Przepiękny full: króle na asach. Nie mogło się nie udać.
- Ale się nie udało.
- Niestety. Krzywy miał karetę. Cztery króle. Nie było mocnych.
Struś smętnie zwiesił głowę. Coś mi nie pasowało. Policzyłem szybko na palcach.
- Poczekaj, skoro ty miałeś trzy króle, to ten cały Krzywy nie mógł przecież...
- Cud człowieku, cholerny cud. I w zeszły piątek wylądowałem tu u ciebie.
- W zeszły piątek? To dlaczego nie pokazałeś się wcześniej?
- Bo wcześniej miałem co palić. A propos. Daj jeszcze fajeczkę i znikam.
- Poczekaj. Myślałem, że mi pomożesz. Bo wiesz, chcę napisać opowiadanie...
- Wiem, nie masz pomysłu. To proste: napisz o mnie.
I
zniknął. Straszny z niego szmaciarz. Erotoman i hazardzista. I kawał
chama – myślałem poprawiając pościel. Ubrałem się i wyszedłem na dwór
poszukać kota. Kiedy zamykałem drzwi podjąłem decyzję. Nigdy, przenigdy
nie napiszę opowiadania o aniołach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz