Krowy
były zadowolone. Prawdopodobnie. W przypadku krów trudno to stwierdzić z
całą pewnością. Ale leżały spokojnie na pastwisku i po raz kolejny
przeżuwały śniadanie. Świeciło słonko, gzy nie cięły zbyt często, trawa
była soczysta. Czego więcej może chcieć od życia przeciętna krowa? Więc
chyba były zadowolone.
Prawie
wszystkie. Krasula nie leżała i nie przeżuwała. Chodziła wkoło,
potrząsała łbem i szarpała łańcuch, którym była przywiązana do wbitego w
ziemię palika. Aż wreszcie, po kilku godzinach, tarmoszony uparcie
łańcuch nie wytrzymał. Któreś ogniwo, słabsze widać od innych, lub
bardziej niż inne zardzewiałe, pękło.
- Hurra! – zamuczała zadowolona Krasula.
I
zaczęła biegać po całej łące. Porykiwała przy tym radośnie i
podskakiwała od czasu do czasu. Już to ze szczęścia, już to z powodu
elektrycznego pastucha, który oddzielał pastwisko od okolicznych pól.
Pozłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem. Albo odwrotnie. Napięcie
płynącego w przewodach pastucha prądu nie było może zbyt wielkie, ale
wystarczyło, żeby porządnie potaśtać wpadającą na ogrodzenie krowę.
- Wolna – muczała Krasula pełnym głosem. – Nareszcie jestem wolna!
Jej wrzask niósł się po całej okolicy. Podobnie jak ostra woń przypalonego mięsa.
Pozostałe krowy patrzyły na to wszystko obojętnie.
Ale, w końcu, co bydło może wiedzieć o wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz