Jechałem pociągiem. Czasami, niestety, nie da się tego uniknąć.
Miałem ze sobą wydany niedawno zbiorek drabbli i byłem całkowicie oddany
lekturze. Co za kunszt! Cudowne historie opowiedziane za pomocą stu jedynie
słów.
W pewnej chwili dotarła do mnie rozmowa z sąsiedniego przedziału. A w
zasadzie monolog. Wiedziałem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale nie mogłem się
powstrzymać. Jakiś facet, obdarzony wyjątkowo schrypniętym barytonem, opowiadał
historię swojego życia. Cóż to była za opowieść! Zasłuchany, dopiero po
dłuższej chwili skonstatowałem, że gość snując swoje wspomnienia, posługuje się
w zasadzie tylko czterema wyrazami. No, może pięcioma.
Kiedy zamilkł, wróciłem do drabbli.
Sto słów!
Cieniasy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz