wtorek, 10 lipca 2012

Mas'A'Cra

Mas’A’Cra była wojowniczką. Cholernie dobrą wojowniczką. Doskonale władała mieczem i toporem. Bywało, że równocześnie. W rzucaniu sztyletami nie miała sobie równych. W strzelaniu z łuku, chociaż uważała tę broń za niehonorową, ustępowała jedynie najznamienitszym elfim łucznikom. Ba, nawet zwykły nóż i widelec stawały się w jej mocarnych dłoniach niebezpieczną bronią.
A do tego wszystkiego Mas’A’Cra była piękną kobietą. Miała prześliczną buzię. Długie kasztanowe włosy, splatała zawsze w dwa grube, sięgające prawie bioder warkocze. Warkocze te, obciążone ołowianymi kulkami w potrzebie mogły również stać się zabójczą bronią. Miała również Mas’A’Cra kształtne ramiona, którym potężne mięśnie dodawały jedynie uroku i długie, cudownie smukłe nogi, zwieńczone rozkosznie krągłą i kusząco wypiętą pupą.
Jeśli zaś chodzi o szczegóły kobiecej urody, które w eM’Te’Be uznawano powszechnie za najważniejsze... Cóż, w przypadku Mas’A’Cry było to zaiste szczegóły. Płaska była jak sosnowa deska. Wszystkie te skórzane fatałaszki, które z racji swej profesji zmuszona była nosić, a które winny aż trzeszczeć, naprężone do granic wytrzymałości, zwieszały się jeno smętnie. A przy silnym wietrze łopotały złośliwie, niczym jakieś proporce.
Mas’A’Cra zazdrościła innym wojowniczkom. Taka, dla przykładu, Tzy’Tza’Tha... Miecza nie potrafiła w dłoni utrzymać, ale o jej piersiach śpiewali wędrowni bardowie. Ze słynnym Ba’Year’Foolem na czele. Jego pieśń: “Pod kolczugą dwa arbuzy masz” znało każde emtebiańskie dziecko. Cóż, matka natura, która tak szczodrze obdarowała Mas’A’Crę przeróżnymi przymiotami ducha i ciała, w tym jednym względzie okazała się nader skąpa. I nic nie można było na to poradzić. Tak przynajmniej myślała dzielna wojowniczka do czasu, kiedy w jakiejś oberży nie podsłuchała rozmowy dwóch pijanych krasnoludów.
- My, krasnoludy, - dowodził jeden z nich - rzadko paramy się magią. Ale kiedy już się za nią bierzemy, nikt nam nie dorówna. Ani ludzie, ani elfy. A Hee’Roor’Gh jest najlepszym krasnoludzkim magiem. Mieszka w górach na dalekiej północy. Droga do niego długa jest i pełna niebezpieczeństw. Jednakowoż ten kto ją przebędzie i kto zdobędzie względy maga, liczyć może na spełnienie każdego życzenia. Każdego!
Mas’A’Cra uśmiechnęła się lekko pod nosem. Decyzja zapadła błyskawicznie.
***
Pół roku później, zasapana i brudna Mas’A’cra wpadła jak burza do groty Hee’Roor’Gha. I zanim zaskoczony krasnolud zdążył choćby mrugnąć oczami, przyciśnięty do granitowej ściany, dyndał w powietrzu nogami, a wojowniczka krzyczała mu prosto w twarz:
- Posłuchaj, cholerny pokurczu! Żeby tutaj dotrzeć, przebyłam pustynię, przepłynęłam morze, przedarłam się przez dżunglę i wspinałam się po ośnieżonych szczytach. I mam dość! Jestem zmęczona i wściekła jak raniony ogr. Krótko: chcę mieć cycki jak balony! Wiem, że potrafisz to sprawić i jeśli ci życie miłe, sprawisz. I gówno mnie obchodzi jak tego dokonasz!
Przyduszony Hee’Roor’Gh uśmiechnął się złośliwie.
***
- Może byłam odrobinę za ostra? – myślała Mas’A’Cra szybując łagodnie ponad górami. – Może trzeba było po prostu grzecznie poprosić?

[tekst był opublikowany w Science Fiction, Fantasy i Horror 5(55) 2010]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz